poniedziałek, 30 września 2013

ROZDZIAŁ 15 - "Co teraz?"

**Amy's POV**

Driffers. To słowo odbijało mi się echem w głowie od jakiegoś czasu. Nie byłam ani trochę spokojna. Fakt, że przewodniczącym był Santorio, jeszcze bardziej mnie niepokoił. Co chciał od mojej siostry? Jadąc w ciszy samochodem z Justinem, patrzyłam jak opuszczamy miasto, kierując się w nieznanym mi kierunku. Chciałam go o wszystko wypytać, jednak i tak wiem, że bez tego jest bardzo niespokojny. Gdy byliśmy jeszcze w magazynie, gadał z tymi kolesiami. Jednak zbytnio nic nie pamiętam. Byłam pogrążona w myślach, zresztą jak teraz.
- Justin? - szepnęłam mimowolnie, kierując wzrok na niego. 
- Mhm? - odpowiedział, a raczej odchrzachnął, nie zadając sobie trudu by na mnie spojrzeć.
- M-mojej siostrze nic nie jest, prawda? - wydusiłam z siebie po chwili, walcząc ze łzami, które chciały wydostać się na zewnątrz. Chwile siedział w skupieniu, po czym przeniósł wzrok na mnie, a następnie znowu na drogę, poprawiając swoją pozycję w fotelu.
- Mam nadzieję. - odparł ponuro, zaciskając jeszcze bardziej knykcie na kierownicy. Westchnęłam lekko w obawie. Rodzice mnie zabiją, jeżeli coś jej sie stanie. To było dziwne uczucie, nie wiedzieć, co sie dzieje z bliską Ci osobą, jednocześnie wiedząc, że grozi jej niebezpieczeństwo. Jednak, skąd Justin to wiedział? Połączył ze sobą fakty? Zna kogoś, kto mógłby jej zagrozić? Wiem, że wie więcej i nie chce mi nic powiedzieć. To jak siedzenie w klatce, czekając na pożarcie przez krokodyle

Justin zatrzymał się przy przydrożnej łące. Bez słowa wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami i wyciągnął papierosa oraz zapalniczke z kieszeni spodni. Rozumiem, że pali, to jego nałóg, on jest zestresowany, ale na miłość boską muszę znaleźć Chloe! Z miną chyba-sobie-żartujesz wysiadłam z samochodu, podchodząc bliżej chłopaka i wyrywając mu skręta z ust.
- Co ty odwalasz?! - krzyknęłam mu w twarz, chowając zdobycz za plecy. Jego mina była śmieszna. Niby był zły i zdenerwowany, a chichotał. Pozwólcie, że powtórzę. Co on odwala?!
- Możesz mi oddać mojego skręta? - zapytał rozbawiony. Nie widze tu nic śmiesznego, tym bardziej w presji jaka na nas naciska. Przepraszam, na mnie. Co sie stało z tym złym, zaniepokojonym Justinem, gotowym zabić każdego, kto stanie mu na drodze?
- Martwię sie o siostrę palancie, a ty nagle stajesz sobie na środku drogi i zaczynasz palić! - wrzeszczałam, gestymulując. Justin nadal stał w tej samej pozycji z lekkim uśmiechem na twarzy. - Co z tobą nie tak, że najpierw jesteś wściekły jak cholera, a teraz pod presją czasu chichoczesz i nabijasz sie ze mnie? - emocje powoli wypływały ze mnie niczym lawa z wulkanu.. tuż przed wybuchem. - Justin, nie rozumiesz, że jeżeli jej sie coś stanie, nie daruje sobie tego? Justin, nie rozumiesz, że musisz mi pomóc? - szlochałam, tym razem stojąc w miejscu i patrząc się na chłopaka ze łzami w oczach. Zmienił swoją minę. Był zatroskany i skupiony na rysach mojej twarzy. Przyciągnął mnie do siebie, głaszcząc moje włosy delikatnie prawą dłonią, a moje powędrowały na jego klatkę piersiową. - Justin, zrozum mnie. - szepnęłam ostatni raz, zamykając oczy, by zachamować wszystkie łzy.
- Ciii.. Zaufaj mi, wiem co robię. - uspokajał mnie, nadal  pocierając dłonią moje włosy, przez co poczułam sie spokojniejsza. Po chwili poczułam dotyk na swoich policzkach, a moja głowa została uniesiona ku górze. Ujrzałam jego brązowe tęczówki, przepraszające za wszystko. Nawet jeszcze nie wiedziałam, za co dokładnie. 
- Ufasz mi? - szepnął, patrząc czule w oczy. 
- Tak.. - odparłam równie cicho, jakby chcąc, by nikt nas nie usłyszał, chociaż i tak byliśmy sami. Nagle poczułam jego miękkie usta na swoich, poruszające sie z pasją po moich. To niewiarygodne, że potrafi coś takiego zrobić, nawet w najmniej odpowiedniej do tego sytuacji. Po chwili oderwaliśmy sie od siebie zdezorientowani oboje. 
- Proszę. - odparłam wręczając mu zabranego wcześniej papierosa, którego natychmiast wsadził między usta. 
- Paliłaś kiedyś? - zapytał nagle, wpatrując sie w widoki za mną.
- N-nie? - powiedziałam lekko zdezorientowana jego pytaniem. Niejednokrotnie proponowano mi papierosy, narkotyki czy alkohol ale korzystałam tylko z tego ostatniego. Papierosy to coś, czego w życiu sama bym nie spróbowała. Justin przyciągnął mnie do siebie, a następnie uśmiechnął figlarnie.
- Otwórz usta. - rozkazał. Zdziwiona tym, zrobiłam dziwną minę. - Mówiłaś, że mi ufasz. - zachichotał. Prawda, mówiłam. Justin zaciągnął papierosa. Skojarzyłam takie rzeczy z filmów. Wiedząc, co mnie czeka lekko rozchyliłam wargi, czekając na ruch ze strony chłopaka. Po chwili nasze usta złączyły sie, a mój organizm wypełnił dym. Zaczęłam kaszleć, na co on zaśmiał sie głupkowato.
- Nigdy więcej .. - powiedziałam po chwili, gdy mogłam już normalnie oddychać.
- Pokochasz to, tak samo jak mnie. - odparł, a ja skierowałam wytrzeszczone oczy na niego.
- Słucham? - zapytałam unosząc wysoko brwi.
- Nic. - speszył sie, a ja poczułam jak moje policzki czerwienią sie. Czy on to powiedział? - Wsiadaj do samochodu. Niedługo sie zacznie. - poinformował, odwracając sie by wsiąść, jednak zatrzymałam go.
- Co sie zacznie, Justin? - wydukałam, czując jak moje gardło sie zaciska.
- Akcja, Amy, akcja.

~***~

Co do cholery sie tu dzieje? To jedyne co mogłam pomyśleć, widząc, jak dwóch kolesi, których wcześniej widziałam w magazynie, stali z pistoletami za murami jakiejś posesji. Justin zaparkował samochód w pobliskim lesie, a my przeszliśmy kawałek pieszo, by pozostać niezauważonymi. Widziałam wielką willę, wartą przynajmniej dwa miliony dolarów, otoczoną wysokimi murami. Na froncie była żelazna brama, która ścieżką prowadziła do drzwi wejściowych tego domu. Muszę przyznać, że to niebywałe luksusy, których moja rodzina nie była by w stanie sobie zapewnić. Justin cały czas ciągnął mnie za rękę, uważnie rozglądając sie na boki. Jednak był jeden mały szczegół, który mnie przeraził. W lewej dłoni miał pistolet. Nawet dla niedoświadczonego oka, można było dostrzec, że to nie jest jakiś tani, pierwszy lepszy pistolet, co jeszcze bardziej mnie przerażało.
- Skąd to masz? - szepnęłam, jednak mnie zignorował. - Justin? - powtórzyłam, ale nadal nic. - Justin, przestań mnie ignorować! - stanęłam i powiedziałam wyraźnym tonem, na co zostałam spiorunowana jego ostrym wzrokiem.
- Zamknij się. - syknął cicho. Byłam zaskoczona jego tonem. Poczułam, jak pewnego rodzaju gniew otacza moje ciało i umysł. Stanęłam sztywno i puściłam jego rękę. Nie tak ma się zachować, gdy próbuje mi pomóc. - Nie mam teraz czasu na jakieś błazenady Amy!
- Oh, ale na broń już masz?! - wskazałam jego dłoń, gdzie po chwili spojrzał.
- Słuchaj.. - wytknął palec w moją stronę. - Albo się zamkniesz i pozwolisz mi działać, albo wracamy i nigdy nie zobaczysz siostry. - syknął. Był wyraźnie zły.
- Szantażujesz mnie?! - moje oczy otworzyły się szeroko jak piłeczki pingpongowe.
- Wybieraj.. Nie masz zbyt wiele czasu.. - jego oczy zmrużyły się i wyraźnie zacisnął szczękę. Fuknęłam na jego słowa i ruszyłam kilka kroków wyraźnie zła. - Jesteś śliczna jak się złościsz. - odparł po chwili w moje włosy. Serio? Skomplikowany dupek.

- Ty pójdziesz tam, ty tam, a ja tam. - Justin kierował całą grupą, gestykulując rękami kierunki świata. Pierwszy miał iść od strony garażu, drugi od frontu, a Justin z prawej strony domu, prawdopodobnie do jakiegoś wejścia bocznego. - Ty zostaniesz tutaj. - skierował się do mnie, pokazując obok jakieś krzaki. Chwila, co?
- Dlaczego mam się gnieździć w krzakach? - zapytałam z lekkim rozbawieniem na twarzy. Czy on to mówił serio? Nie wiem co sie dzieje z moją siostrą i mam w tym czasie sobie siedzieć bezczynnie w zaroślach?
- Zaufaj mi, Amy. - powiedział łagodniej, ściskając moją dłoń. Byłam na niego zła za to co wcześniej mówił. To nie kleiło się nawet w całość, to jego zachowanie. Tak jakby chciał pomóc, ale nie do końca wiedział jak. Sama już nie wiem co myślę. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
- Niech Ci będzie. - westchnęłam.
- Nie mamy czasu, Bieber, śpiesz się. - odparł niskim głosem łysy gość o wielkich muskułach. Szczerze, skąd on ich zna? Wiedziałam, że chodzi o mnie, więc zawlokłam swoje ciało do miejsca, gdzie miałam się schować. Justin pomógł mi, odsłaniając niektóre gałęzie, aby mnie nie poraniły. Myślałam, że to będzie ciasna klitka, pomiędzy murem a ulicą, a jednak tak nie było. Bardziej przypominało to schronienie, miejsce, które było obrośnięte ze wszystkich stron bluszczem czy czymś. Było wystarczająco miejsca, by wszedł też tam Justin. Z lekkim trudem, ale wszedł.
- Posłuchaj mnie uważnie. - westchnął, pochylając się nade mną. Przytaknęłam, żeby mógł kontynuować. - Cokolwiek by się nie działo, nie wychodź stąd. Dopiero, gdy po Ciebie przyjdę, okej?
- Okej. - zgodziłam się. Wyglądał na zdenerwowanego, nie dziwię się. Też byłam. Popatrzyłam na jego twarz. Czułam się, jak żona, która wypuszcza męża na wojnę do Afganistanu czy coś. Dziwne uczucie, na prawdę. Pocałował mnie w czoło, przy czym zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, już go nie było. Poczułam pustkę. Co teraz?

Siedziałam bezczynnie na trawie, zastanawiając się, co się teraz dzieje w budynku za moimi plecami. Czułam się trochę jak na wojnie, kryjąc się gdzie popadnie. Myślałam o mojej siostrze. O tym gdzie dokładnie jest, i czy w ogóle jest tutaj, co się z nią działo, jak się czuje. Ta bezsilność mnie dobijała. Może powinnam tam pójść i ją odszukać? Ale Justin zabronił. Mój umysł mówił co innego, a serce co innego. I kogo teraz mam słuchać? Postanowiłam wejść do budynku. Wcześniej widziałam jakąś ścieżkę za tył domu, więc może jest jeszcze inne wejście? Wyszłam z ukrycia, ostrożnie rozglądając się, czy w pobliżu nikogo nie ma. Teren był pusty, więc skierowałam się do bramy wejściowej, gdyż nie byłam nawet na terenie posesji.
- Cholera, zamknięte. - przeklnęłam pod nosem, szarpiąc za zabezpieczenie bramy. Rozejrzałam się po bokach, szukając innego wejścia. Czemu los mi to wszystko dodatkowo utrudnia? Wróciłam do swojej kryjówki, przypominając sobie cegłę, która wystaje z muru w tamtym miejscu. Postawiłam stopę na korzeniu, a drugą na cegle i odepchnęłam się mocno, by dostać się na szczyt muru. Nie był jakiś bardzo wysoki, więc z małymi przeszkodami w końcu byłam na górze. Na moje szczęście, obok stało potężne drzewo. Pamiętam jak w dzieciństwie wspinałam się po takich, więc tym razem też powinno się udać. Aż taka stara to nie jestem. Ostrożnie wspinałam się po kolejnych gałęziach, schodząc jak najniżej, by mniej bolało przy upadku na ziemię. Zeskoczyłam z ostatniej i spoglądając na boki, pobiegłam ścieżką za tył domu.

**Justin's POV** 

Pozostawiając Amy samą czułem lekkie ukucie w żołądku. Bałem się o nią, ale również o Chloe. Nie mogę sobie darować, że ktoś ją porwał. Znaczy Santorio i jego gang. Nie odpuści mi tego, co ja jemu zrobiłem, chociaż był to przypadek. Mógł się nie mieszać. Zresztą nie jest teraz czas na wspomnienia. Wróciłem do chłopaków, czekających już wystarczająco długo na mnie. Skinąłem głową, że jestem gotowy. Otworzyliśmy delikatnie bramę, by nie wzbudzić podejrzeń. Wydaje mi się, gdy jest się tak cholernie bogatym przestępcą jak on, powinno się mieć ochronę. Ale tym lepiej dla nas. Ustawiliśmy się na swoich pozycjach i po chwili wszyscy trzej weszliśmy do środka, tak, jak to było wcześniej omówione. W rękach trzymałem broń dla obrony własnej, bo nie fajnie by było, gdyby nagle wyskoczył jakiś typ i groziłby mi czy coś. Przeszedłem szybko kuchnię oraz korytarz. Dostrzegłem jakiegoś faceta od strony salonu. Podszedłem bliżej, po chwili dostrzegłem Ryan'a, po czym uspokoiłem się trochę. Korytarzem doszedłem do drzwi piwnicy. Doskonale znałem ten dom. Kiedyś Santorio był moim szefem, więc często się tu spotykaliśmy by omówić plan działania czy coś. Potem wydarzyło się to co się wydarzyło i staliśmy się automatycznie wrogami. Na każdym kroku próbuje mnie zniszczyć, lecz nic z tego. Może nie jestem jakimś genialnym przestępcą, ale zastraszyć się nie dam. Zszedłem schodami, które prowadziły do podziemnego pomieszczenia. Po chwili usłyszałem jakiś głos i ciche jęki. Głos należał do faceta, którego dobrze znam. Jęki dla mnie były zagadką, ale można było się domyślić, że to dziewczyna. Podszedłem bliżej, żeby odsłonić więcej widoku. Zasłaniał mi dość duży filar i kilka kartonów ustawionych pionowo. Pech chciał, że chowając się za nimi, za mocno szturchnąłem jeden z nich łokciem i budowla runęła jak domek z kart.
- Co do cholery?! - krzyknął mężczyzna. Żeby szybko się obronić skierowałem pistolet w tamtą stronę, jednak nic nie usłyszałem oprócz huku. Gdy dym już opadł, zauważyłem, że nikogo już tam nie było. Zwiali. Przeskakując przez pudła wybiegłem na jeden z dziesiątek korytarzy w tym domu. Rozglądając się na boki zauważyłem chustę ciągnącą się po podłodze, znikającą za zakrętem. Pobiegłem w tamtą stronę. Dobiegając do celu zauważyłem w kącie Santorio i Chloe. Facet przykładał jej nóż do gardła. Dziewczyna była cała w siniakach i krwi. Miała opuchnięte i czerwone oczy od płaczu. Włosy potargane, z kurzem. Jej ubrania były podarte, brudne i zakrwawione. Widok był przerażający. Po jej policzkach nadal spływały łzy.
- Odłóż to! - krzyknąłem, mierząc w niego. 
- Przybliż się tylko o krok, a ona zginie! - wrzasnął. Miał w oczach wściekłość. Jego gadka była typowa dla każdego złoczyńcy "Nie ruszaj się, bo ona zginie.". Wiem, że nie zrobiłby tego, ale wolałbym nie ryzykować. Bez zastanowienia nacisnąłem spust, kierując w jego rękę, po czym upuścił narzędzie, a następnie w nogę, powodując, że upadł. Facet zwijał się z bólu. Podbiegłem w tamtą stronę, kopiąc nóż daleko, a następnie chwyciłem Chloe pod ramię. Była wystraszona i wyglądała beznadziejnie. Jej stan na pewno też taki był. Dziewczyna jęczała za każdym razem, gdy jej ciało ruszało się choćby o centymetr.
- Shhh .. wszystko jest już w porządku. - zapewniałem ją. Schowałem pistolet do kieszeni, by obie ręce mieć wolne. Uniosłem ją, a następnie wyszedłem, pozostawiając Santorio na podłodze krwawiącego. - Nic Ci nie będzie. - odkrzyknąłem, usuwając mu sie z widoku. Po drodze zauważyłem resztę ekipy. - Mam ją! Chłopaki, zmywamy się. - krzyknąłem, wychodząc przez drzwi frontowe. Dziewczynę dałem James'owi. Chociaż był niski, miał siłę w rękach, więc bez problemu ją udźwignął. - Zanieście ją do samochodu, ja pójdę po Amy. - oznajmiłem i rozstaliśmy się na ulicy. Skierowałem się do krzaków, gdzie była. Odgarnąłem troche gałęzi rękami i wszedłem powoli do środka. - Amy, już po wszystkim idzie- .. Co do cholery?! - krzyknąłem przerażony, gdy jej tam nie zastałem. Głupia suka, nie posłuchała.

**Amy's POV**

Weszłam jakimś wejściem do piwnicy z tyłu domu. Powoli szłam przed siebie, uważnie patrząc na boki. Nie byłoby fajnie, gdybym kogoś po drodze spotkała. Chciałam tylko znaleźć siostrę i się stąd wynieść. Taki był mój plan. Idąc korytarzem usłyszałam jęki. Ruszyłam na palcach w ich kierunku. Wychylając się zza rogu ściany zauważyłam mężczyznę odwróconego do mnie plecami, który klęczał, kurczowo trzymając się za kończynę. Pod nim była kałuża krwi. Głośno zaczerpnęłam powietrza z przerażenia. Facet odwrócił się w moją stronę i zauważył mnie. Amy, jesteś idiotką. Wycofałam się kilka kroków, zanim przystąpiłam do ucieczki. Szybko wbiegłam po schodach, by udać się na górę, jednak w pośpiechu jedna noga zawinęła mi się i upadłam. 
- Ałss .. - syknęłam, czując ból w klatce piersiowej. Kątem oka zauważyłam kulejącego Santorio, który próbował mnie dogonić. Szybko podniosłam się, by dalej uciekać. Chwyciłam za klamkę drzwi. W tym momencie miałam przystawiony pistolet do głowy. Automatycznie zamknęłam oczy nie zwracając na sprawcę. W co ja się wkopałam.. Po chwili poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię i ciągnie ze sobą. Miałam nadal zamknięte oczy, bojąc sie je otworzyć. 
- M-możesz mnie zostawić? - jęknęłam mimowolnie.
Poczułam jak ktoś mnie przytulił. - Obiecałaś .. - usłyszałam głos, który szepnął w moją skórę pod uchem. Otworzyłam oczy.
- Justin?
- Amy, obiecałaś .. - popatrzył na mnie z pełną troską i jednocześnie przerażeniem.
- Ja-
- Całe szczęście nic Ci nie jest. - mówił, nie dając mi dojść do słowa.
- Justin, wszystko jest w porządku. - szepnęłam, zapewniając go. Czułam, jak miałabym się zaraz rozpłakać.
- Bałem się o Ciebie, zrozum. - ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował moje usta. Pocałunek był delikatny, ale wystarczający, żeby zwalić mnie z nóg.
- Prze-przepraszam. - odparłam po chwili, ocierając łzę spływającą po moim policzku. Chłopak nic nie powiedział. Przyciągnął mnie do swojej piersi, a po chwili pociągnął w stronę wyjścia. Czułam się winna, że ruszyłam się z tamtego miejsca. Wychodząc z terenu posesji, przypomniałam sobie o ważnej rzeczy.
- Gdzie moja siostra? - zawołałam, lekko przerażona, gotowa by tam wrócić.
- Jest bezpieczna. - zapewnił mnie. - Chodź, zrobiło się ciemno. - posłał mi lekki uśmiech i rozłożył ramiona, w które się wtuliłam i ruszyliśmy przez ciemny las w stronę samochodu. Chcę teraz tylko zobaczyć moją siostrę..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta daaa! Co myślicie o rozdziale? Trochę akcji. Na szczęście Chloe została odnaleziona. Jak myślicie, co jej się stało? Piszcie w komentarzach swoje opinie! :)

Pierwszy raz jest "Oczami Justina". Robić tak częściej? ;)

Trochę mało ostatnio komentarz :/ 
Jeżeli czytasz, proszę o komentarz. Można też dodać z anonima. Komentarze nie gryzą :)

Do następnego,
Shinn_x

23 komentarze:

  1. Świetnie! Częściej pisz 'oczami Justina' jest ciekawie! Czekam na kolejną część!!! <3 @Lady_Miii

    OdpowiedzUsuń
  2. agshjenejdk boski *o*
    rób częściej

    OdpowiedzUsuń
  3. GE-NIALNY !!! :DD

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny *u* Ale szybko dodalas kolejny rozdział xxx i taak możesz robić oczami Justina <3 @Paulaa9999

    OdpowiedzUsuń
  5. awww cudny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super. Kocham shcfjdh @d0perihanna

    OdpowiedzUsuń
  7. GENIALNY!!!
    I TAAAK! RÓB CZĘŚCIEJ OCZAMI JUSTINA! ;))
    MAM NADZIEJĘ, ZĘ KOLEJNE ROZDZIAŁY BĘDĄ TROCHĘ SPOKOJNIEJSZE HEHE. <3
    Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA NASTĘPNY!
    @Zaniloliry_wife

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na kolejny rodział, pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne !!! Czekam na następny ;* pisz dalej z punktu widzenia Justina ;) fajniesze jest <3 jesteś genialnaa

    OdpowiedzUsuń
  10. dobry pomysł. rób tak dalej. Jeśli będzie Justin's POV wtedy akcja będzie ciekawsza i będzie można sprecyzować uczucia Justina :D czekam na następny, kocham to opowiadanie <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Swietny rozdzial! czekam na nastepny xxx
    @_xoxo_shawty_

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny dhsjajhs <3 x

    @ahhmygrande

    OdpowiedzUsuń
  13. superrr <3/ @BiebsMyLifeKate

    OdpowiedzUsuń
  14. chyba zapomniałaś o nas :c

    OdpowiedzUsuń
  15. sliczny rozdział *_* zapraszam na nowe ff : nowe-opowiadanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Gratulacje zostałaś nominowana do Libster Awards!
    Zajrzyj tutaj: http://lust-harrystyles-fanfiction.blogspot.com/2014/03/liebsten-awards.html
    a wszystkiego się dowiesz.
    Pozdrawiam
    ~Monic~

    OdpowiedzUsuń