wtorek, 11 marca 2014

Zawieszenie

Powinnam napisac tego posta pol roku temu...

Opowiadanie/fanfiction zostało ZAWIESZONE. Pisałam o tym na twitterze, przepraszam ze nie napisałam tego tutaj. Nie zapomniałam o was, raczej dziwie sie ze jeszcze ktos pamięta o Gold Love, gdyż co jakis czas ktos mnie pyta co sie stało z opowiadaniem :) także przyczyną był brak czasu. Zaczela sie we wrzesniu szkoła, dla mnie 2 klasa gimnazjum. Przepraszam wszystkich których zawiodłam czy rozczarowalam, wkrecilam sie w to opowiadanie, miałam chyba nawet czesc nastepnego rozdziału ... Przepraszam. Szanse ze wrócę do pisania jest bardzo mała jezeli juz to w wakacje, ale nic nie obiecuje zeby potem nie bylo.

Przepraszam jeszcze raz, mam nadzieje ze chociaz wam sie troche podobało :)

Pozdrawiam xxxxx

poniedziałek, 30 września 2013

ROZDZIAŁ 15 - "Co teraz?"

**Amy's POV**

Driffers. To słowo odbijało mi się echem w głowie od jakiegoś czasu. Nie byłam ani trochę spokojna. Fakt, że przewodniczącym był Santorio, jeszcze bardziej mnie niepokoił. Co chciał od mojej siostry? Jadąc w ciszy samochodem z Justinem, patrzyłam jak opuszczamy miasto, kierując się w nieznanym mi kierunku. Chciałam go o wszystko wypytać, jednak i tak wiem, że bez tego jest bardzo niespokojny. Gdy byliśmy jeszcze w magazynie, gadał z tymi kolesiami. Jednak zbytnio nic nie pamiętam. Byłam pogrążona w myślach, zresztą jak teraz.
- Justin? - szepnęłam mimowolnie, kierując wzrok na niego. 
- Mhm? - odpowiedział, a raczej odchrzachnął, nie zadając sobie trudu by na mnie spojrzeć.
- M-mojej siostrze nic nie jest, prawda? - wydusiłam z siebie po chwili, walcząc ze łzami, które chciały wydostać się na zewnątrz. Chwile siedział w skupieniu, po czym przeniósł wzrok na mnie, a następnie znowu na drogę, poprawiając swoją pozycję w fotelu.
- Mam nadzieję. - odparł ponuro, zaciskając jeszcze bardziej knykcie na kierownicy. Westchnęłam lekko w obawie. Rodzice mnie zabiją, jeżeli coś jej sie stanie. To było dziwne uczucie, nie wiedzieć, co sie dzieje z bliską Ci osobą, jednocześnie wiedząc, że grozi jej niebezpieczeństwo. Jednak, skąd Justin to wiedział? Połączył ze sobą fakty? Zna kogoś, kto mógłby jej zagrozić? Wiem, że wie więcej i nie chce mi nic powiedzieć. To jak siedzenie w klatce, czekając na pożarcie przez krokodyle

Justin zatrzymał się przy przydrożnej łące. Bez słowa wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami i wyciągnął papierosa oraz zapalniczke z kieszeni spodni. Rozumiem, że pali, to jego nałóg, on jest zestresowany, ale na miłość boską muszę znaleźć Chloe! Z miną chyba-sobie-żartujesz wysiadłam z samochodu, podchodząc bliżej chłopaka i wyrywając mu skręta z ust.
- Co ty odwalasz?! - krzyknęłam mu w twarz, chowając zdobycz za plecy. Jego mina była śmieszna. Niby był zły i zdenerwowany, a chichotał. Pozwólcie, że powtórzę. Co on odwala?!
- Możesz mi oddać mojego skręta? - zapytał rozbawiony. Nie widze tu nic śmiesznego, tym bardziej w presji jaka na nas naciska. Przepraszam, na mnie. Co sie stało z tym złym, zaniepokojonym Justinem, gotowym zabić każdego, kto stanie mu na drodze?
- Martwię sie o siostrę palancie, a ty nagle stajesz sobie na środku drogi i zaczynasz palić! - wrzeszczałam, gestymulując. Justin nadal stał w tej samej pozycji z lekkim uśmiechem na twarzy. - Co z tobą nie tak, że najpierw jesteś wściekły jak cholera, a teraz pod presją czasu chichoczesz i nabijasz sie ze mnie? - emocje powoli wypływały ze mnie niczym lawa z wulkanu.. tuż przed wybuchem. - Justin, nie rozumiesz, że jeżeli jej sie coś stanie, nie daruje sobie tego? Justin, nie rozumiesz, że musisz mi pomóc? - szlochałam, tym razem stojąc w miejscu i patrząc się na chłopaka ze łzami w oczach. Zmienił swoją minę. Był zatroskany i skupiony na rysach mojej twarzy. Przyciągnął mnie do siebie, głaszcząc moje włosy delikatnie prawą dłonią, a moje powędrowały na jego klatkę piersiową. - Justin, zrozum mnie. - szepnęłam ostatni raz, zamykając oczy, by zachamować wszystkie łzy.
- Ciii.. Zaufaj mi, wiem co robię. - uspokajał mnie, nadal  pocierając dłonią moje włosy, przez co poczułam sie spokojniejsza. Po chwili poczułam dotyk na swoich policzkach, a moja głowa została uniesiona ku górze. Ujrzałam jego brązowe tęczówki, przepraszające za wszystko. Nawet jeszcze nie wiedziałam, za co dokładnie. 
- Ufasz mi? - szepnął, patrząc czule w oczy. 
- Tak.. - odparłam równie cicho, jakby chcąc, by nikt nas nie usłyszał, chociaż i tak byliśmy sami. Nagle poczułam jego miękkie usta na swoich, poruszające sie z pasją po moich. To niewiarygodne, że potrafi coś takiego zrobić, nawet w najmniej odpowiedniej do tego sytuacji. Po chwili oderwaliśmy sie od siebie zdezorientowani oboje. 
- Proszę. - odparłam wręczając mu zabranego wcześniej papierosa, którego natychmiast wsadził między usta. 
- Paliłaś kiedyś? - zapytał nagle, wpatrując sie w widoki za mną.
- N-nie? - powiedziałam lekko zdezorientowana jego pytaniem. Niejednokrotnie proponowano mi papierosy, narkotyki czy alkohol ale korzystałam tylko z tego ostatniego. Papierosy to coś, czego w życiu sama bym nie spróbowała. Justin przyciągnął mnie do siebie, a następnie uśmiechnął figlarnie.
- Otwórz usta. - rozkazał. Zdziwiona tym, zrobiłam dziwną minę. - Mówiłaś, że mi ufasz. - zachichotał. Prawda, mówiłam. Justin zaciągnął papierosa. Skojarzyłam takie rzeczy z filmów. Wiedząc, co mnie czeka lekko rozchyliłam wargi, czekając na ruch ze strony chłopaka. Po chwili nasze usta złączyły sie, a mój organizm wypełnił dym. Zaczęłam kaszleć, na co on zaśmiał sie głupkowato.
- Nigdy więcej .. - powiedziałam po chwili, gdy mogłam już normalnie oddychać.
- Pokochasz to, tak samo jak mnie. - odparł, a ja skierowałam wytrzeszczone oczy na niego.
- Słucham? - zapytałam unosząc wysoko brwi.
- Nic. - speszył sie, a ja poczułam jak moje policzki czerwienią sie. Czy on to powiedział? - Wsiadaj do samochodu. Niedługo sie zacznie. - poinformował, odwracając sie by wsiąść, jednak zatrzymałam go.
- Co sie zacznie, Justin? - wydukałam, czując jak moje gardło sie zaciska.
- Akcja, Amy, akcja.

~***~

Co do cholery sie tu dzieje? To jedyne co mogłam pomyśleć, widząc, jak dwóch kolesi, których wcześniej widziałam w magazynie, stali z pistoletami za murami jakiejś posesji. Justin zaparkował samochód w pobliskim lesie, a my przeszliśmy kawałek pieszo, by pozostać niezauważonymi. Widziałam wielką willę, wartą przynajmniej dwa miliony dolarów, otoczoną wysokimi murami. Na froncie była żelazna brama, która ścieżką prowadziła do drzwi wejściowych tego domu. Muszę przyznać, że to niebywałe luksusy, których moja rodzina nie była by w stanie sobie zapewnić. Justin cały czas ciągnął mnie za rękę, uważnie rozglądając sie na boki. Jednak był jeden mały szczegół, który mnie przeraził. W lewej dłoni miał pistolet. Nawet dla niedoświadczonego oka, można było dostrzec, że to nie jest jakiś tani, pierwszy lepszy pistolet, co jeszcze bardziej mnie przerażało.
- Skąd to masz? - szepnęłam, jednak mnie zignorował. - Justin? - powtórzyłam, ale nadal nic. - Justin, przestań mnie ignorować! - stanęłam i powiedziałam wyraźnym tonem, na co zostałam spiorunowana jego ostrym wzrokiem.
- Zamknij się. - syknął cicho. Byłam zaskoczona jego tonem. Poczułam, jak pewnego rodzaju gniew otacza moje ciało i umysł. Stanęłam sztywno i puściłam jego rękę. Nie tak ma się zachować, gdy próbuje mi pomóc. - Nie mam teraz czasu na jakieś błazenady Amy!
- Oh, ale na broń już masz?! - wskazałam jego dłoń, gdzie po chwili spojrzał.
- Słuchaj.. - wytknął palec w moją stronę. - Albo się zamkniesz i pozwolisz mi działać, albo wracamy i nigdy nie zobaczysz siostry. - syknął. Był wyraźnie zły.
- Szantażujesz mnie?! - moje oczy otworzyły się szeroko jak piłeczki pingpongowe.
- Wybieraj.. Nie masz zbyt wiele czasu.. - jego oczy zmrużyły się i wyraźnie zacisnął szczękę. Fuknęłam na jego słowa i ruszyłam kilka kroków wyraźnie zła. - Jesteś śliczna jak się złościsz. - odparł po chwili w moje włosy. Serio? Skomplikowany dupek.

- Ty pójdziesz tam, ty tam, a ja tam. - Justin kierował całą grupą, gestykulując rękami kierunki świata. Pierwszy miał iść od strony garażu, drugi od frontu, a Justin z prawej strony domu, prawdopodobnie do jakiegoś wejścia bocznego. - Ty zostaniesz tutaj. - skierował się do mnie, pokazując obok jakieś krzaki. Chwila, co?
- Dlaczego mam się gnieździć w krzakach? - zapytałam z lekkim rozbawieniem na twarzy. Czy on to mówił serio? Nie wiem co sie dzieje z moją siostrą i mam w tym czasie sobie siedzieć bezczynnie w zaroślach?
- Zaufaj mi, Amy. - powiedział łagodniej, ściskając moją dłoń. Byłam na niego zła za to co wcześniej mówił. To nie kleiło się nawet w całość, to jego zachowanie. Tak jakby chciał pomóc, ale nie do końca wiedział jak. Sama już nie wiem co myślę. Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
- Niech Ci będzie. - westchnęłam.
- Nie mamy czasu, Bieber, śpiesz się. - odparł niskim głosem łysy gość o wielkich muskułach. Szczerze, skąd on ich zna? Wiedziałam, że chodzi o mnie, więc zawlokłam swoje ciało do miejsca, gdzie miałam się schować. Justin pomógł mi, odsłaniając niektóre gałęzie, aby mnie nie poraniły. Myślałam, że to będzie ciasna klitka, pomiędzy murem a ulicą, a jednak tak nie było. Bardziej przypominało to schronienie, miejsce, które było obrośnięte ze wszystkich stron bluszczem czy czymś. Było wystarczająco miejsca, by wszedł też tam Justin. Z lekkim trudem, ale wszedł.
- Posłuchaj mnie uważnie. - westchnął, pochylając się nade mną. Przytaknęłam, żeby mógł kontynuować. - Cokolwiek by się nie działo, nie wychodź stąd. Dopiero, gdy po Ciebie przyjdę, okej?
- Okej. - zgodziłam się. Wyglądał na zdenerwowanego, nie dziwię się. Też byłam. Popatrzyłam na jego twarz. Czułam się, jak żona, która wypuszcza męża na wojnę do Afganistanu czy coś. Dziwne uczucie, na prawdę. Pocałował mnie w czoło, przy czym zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, już go nie było. Poczułam pustkę. Co teraz?

Siedziałam bezczynnie na trawie, zastanawiając się, co się teraz dzieje w budynku za moimi plecami. Czułam się trochę jak na wojnie, kryjąc się gdzie popadnie. Myślałam o mojej siostrze. O tym gdzie dokładnie jest, i czy w ogóle jest tutaj, co się z nią działo, jak się czuje. Ta bezsilność mnie dobijała. Może powinnam tam pójść i ją odszukać? Ale Justin zabronił. Mój umysł mówił co innego, a serce co innego. I kogo teraz mam słuchać? Postanowiłam wejść do budynku. Wcześniej widziałam jakąś ścieżkę za tył domu, więc może jest jeszcze inne wejście? Wyszłam z ukrycia, ostrożnie rozglądając się, czy w pobliżu nikogo nie ma. Teren był pusty, więc skierowałam się do bramy wejściowej, gdyż nie byłam nawet na terenie posesji.
- Cholera, zamknięte. - przeklnęłam pod nosem, szarpiąc za zabezpieczenie bramy. Rozejrzałam się po bokach, szukając innego wejścia. Czemu los mi to wszystko dodatkowo utrudnia? Wróciłam do swojej kryjówki, przypominając sobie cegłę, która wystaje z muru w tamtym miejscu. Postawiłam stopę na korzeniu, a drugą na cegle i odepchnęłam się mocno, by dostać się na szczyt muru. Nie był jakiś bardzo wysoki, więc z małymi przeszkodami w końcu byłam na górze. Na moje szczęście, obok stało potężne drzewo. Pamiętam jak w dzieciństwie wspinałam się po takich, więc tym razem też powinno się udać. Aż taka stara to nie jestem. Ostrożnie wspinałam się po kolejnych gałęziach, schodząc jak najniżej, by mniej bolało przy upadku na ziemię. Zeskoczyłam z ostatniej i spoglądając na boki, pobiegłam ścieżką za tył domu.

**Justin's POV** 

Pozostawiając Amy samą czułem lekkie ukucie w żołądku. Bałem się o nią, ale również o Chloe. Nie mogę sobie darować, że ktoś ją porwał. Znaczy Santorio i jego gang. Nie odpuści mi tego, co ja jemu zrobiłem, chociaż był to przypadek. Mógł się nie mieszać. Zresztą nie jest teraz czas na wspomnienia. Wróciłem do chłopaków, czekających już wystarczająco długo na mnie. Skinąłem głową, że jestem gotowy. Otworzyliśmy delikatnie bramę, by nie wzbudzić podejrzeń. Wydaje mi się, gdy jest się tak cholernie bogatym przestępcą jak on, powinno się mieć ochronę. Ale tym lepiej dla nas. Ustawiliśmy się na swoich pozycjach i po chwili wszyscy trzej weszliśmy do środka, tak, jak to było wcześniej omówione. W rękach trzymałem broń dla obrony własnej, bo nie fajnie by było, gdyby nagle wyskoczył jakiś typ i groziłby mi czy coś. Przeszedłem szybko kuchnię oraz korytarz. Dostrzegłem jakiegoś faceta od strony salonu. Podszedłem bliżej, po chwili dostrzegłem Ryan'a, po czym uspokoiłem się trochę. Korytarzem doszedłem do drzwi piwnicy. Doskonale znałem ten dom. Kiedyś Santorio był moim szefem, więc często się tu spotykaliśmy by omówić plan działania czy coś. Potem wydarzyło się to co się wydarzyło i staliśmy się automatycznie wrogami. Na każdym kroku próbuje mnie zniszczyć, lecz nic z tego. Może nie jestem jakimś genialnym przestępcą, ale zastraszyć się nie dam. Zszedłem schodami, które prowadziły do podziemnego pomieszczenia. Po chwili usłyszałem jakiś głos i ciche jęki. Głos należał do faceta, którego dobrze znam. Jęki dla mnie były zagadką, ale można było się domyślić, że to dziewczyna. Podszedłem bliżej, żeby odsłonić więcej widoku. Zasłaniał mi dość duży filar i kilka kartonów ustawionych pionowo. Pech chciał, że chowając się za nimi, za mocno szturchnąłem jeden z nich łokciem i budowla runęła jak domek z kart.
- Co do cholery?! - krzyknął mężczyzna. Żeby szybko się obronić skierowałem pistolet w tamtą stronę, jednak nic nie usłyszałem oprócz huku. Gdy dym już opadł, zauważyłem, że nikogo już tam nie było. Zwiali. Przeskakując przez pudła wybiegłem na jeden z dziesiątek korytarzy w tym domu. Rozglądając się na boki zauważyłem chustę ciągnącą się po podłodze, znikającą za zakrętem. Pobiegłem w tamtą stronę. Dobiegając do celu zauważyłem w kącie Santorio i Chloe. Facet przykładał jej nóż do gardła. Dziewczyna była cała w siniakach i krwi. Miała opuchnięte i czerwone oczy od płaczu. Włosy potargane, z kurzem. Jej ubrania były podarte, brudne i zakrwawione. Widok był przerażający. Po jej policzkach nadal spływały łzy.
- Odłóż to! - krzyknąłem, mierząc w niego. 
- Przybliż się tylko o krok, a ona zginie! - wrzasnął. Miał w oczach wściekłość. Jego gadka była typowa dla każdego złoczyńcy "Nie ruszaj się, bo ona zginie.". Wiem, że nie zrobiłby tego, ale wolałbym nie ryzykować. Bez zastanowienia nacisnąłem spust, kierując w jego rękę, po czym upuścił narzędzie, a następnie w nogę, powodując, że upadł. Facet zwijał się z bólu. Podbiegłem w tamtą stronę, kopiąc nóż daleko, a następnie chwyciłem Chloe pod ramię. Była wystraszona i wyglądała beznadziejnie. Jej stan na pewno też taki był. Dziewczyna jęczała za każdym razem, gdy jej ciało ruszało się choćby o centymetr.
- Shhh .. wszystko jest już w porządku. - zapewniałem ją. Schowałem pistolet do kieszeni, by obie ręce mieć wolne. Uniosłem ją, a następnie wyszedłem, pozostawiając Santorio na podłodze krwawiącego. - Nic Ci nie będzie. - odkrzyknąłem, usuwając mu sie z widoku. Po drodze zauważyłem resztę ekipy. - Mam ją! Chłopaki, zmywamy się. - krzyknąłem, wychodząc przez drzwi frontowe. Dziewczynę dałem James'owi. Chociaż był niski, miał siłę w rękach, więc bez problemu ją udźwignął. - Zanieście ją do samochodu, ja pójdę po Amy. - oznajmiłem i rozstaliśmy się na ulicy. Skierowałem się do krzaków, gdzie była. Odgarnąłem troche gałęzi rękami i wszedłem powoli do środka. - Amy, już po wszystkim idzie- .. Co do cholery?! - krzyknąłem przerażony, gdy jej tam nie zastałem. Głupia suka, nie posłuchała.

**Amy's POV**

Weszłam jakimś wejściem do piwnicy z tyłu domu. Powoli szłam przed siebie, uważnie patrząc na boki. Nie byłoby fajnie, gdybym kogoś po drodze spotkała. Chciałam tylko znaleźć siostrę i się stąd wynieść. Taki był mój plan. Idąc korytarzem usłyszałam jęki. Ruszyłam na palcach w ich kierunku. Wychylając się zza rogu ściany zauważyłam mężczyznę odwróconego do mnie plecami, który klęczał, kurczowo trzymając się za kończynę. Pod nim była kałuża krwi. Głośno zaczerpnęłam powietrza z przerażenia. Facet odwrócił się w moją stronę i zauważył mnie. Amy, jesteś idiotką. Wycofałam się kilka kroków, zanim przystąpiłam do ucieczki. Szybko wbiegłam po schodach, by udać się na górę, jednak w pośpiechu jedna noga zawinęła mi się i upadłam. 
- Ałss .. - syknęłam, czując ból w klatce piersiowej. Kątem oka zauważyłam kulejącego Santorio, który próbował mnie dogonić. Szybko podniosłam się, by dalej uciekać. Chwyciłam za klamkę drzwi. W tym momencie miałam przystawiony pistolet do głowy. Automatycznie zamknęłam oczy nie zwracając na sprawcę. W co ja się wkopałam.. Po chwili poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię i ciągnie ze sobą. Miałam nadal zamknięte oczy, bojąc sie je otworzyć. 
- M-możesz mnie zostawić? - jęknęłam mimowolnie.
Poczułam jak ktoś mnie przytulił. - Obiecałaś .. - usłyszałam głos, który szepnął w moją skórę pod uchem. Otworzyłam oczy.
- Justin?
- Amy, obiecałaś .. - popatrzył na mnie z pełną troską i jednocześnie przerażeniem.
- Ja-
- Całe szczęście nic Ci nie jest. - mówił, nie dając mi dojść do słowa.
- Justin, wszystko jest w porządku. - szepnęłam, zapewniając go. Czułam, jak miałabym się zaraz rozpłakać.
- Bałem się o Ciebie, zrozum. - ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował moje usta. Pocałunek był delikatny, ale wystarczający, żeby zwalić mnie z nóg.
- Prze-przepraszam. - odparłam po chwili, ocierając łzę spływającą po moim policzku. Chłopak nic nie powiedział. Przyciągnął mnie do swojej piersi, a po chwili pociągnął w stronę wyjścia. Czułam się winna, że ruszyłam się z tamtego miejsca. Wychodząc z terenu posesji, przypomniałam sobie o ważnej rzeczy.
- Gdzie moja siostra? - zawołałam, lekko przerażona, gotowa by tam wrócić.
- Jest bezpieczna. - zapewnił mnie. - Chodź, zrobiło się ciemno. - posłał mi lekki uśmiech i rozłożył ramiona, w które się wtuliłam i ruszyliśmy przez ciemny las w stronę samochodu. Chcę teraz tylko zobaczyć moją siostrę..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta daaa! Co myślicie o rozdziale? Trochę akcji. Na szczęście Chloe została odnaleziona. Jak myślicie, co jej się stało? Piszcie w komentarzach swoje opinie! :)

Pierwszy raz jest "Oczami Justina". Robić tak częściej? ;)

Trochę mało ostatnio komentarz :/ 
Jeżeli czytasz, proszę o komentarz. Można też dodać z anonima. Komentarze nie gryzą :)

Do następnego,
Shinn_x

poniedziałek, 23 września 2013

ROZDZIAŁ 14 - "Kto to Driffers?"

Siedziałam z Justinem na komisariacie od niecałej godziny. Nerwowo bawiłam sie palcami. Justin został o coś posądzony, lecz nikt nam nie chciał nic powiedzieć. Dlaczego? Nie wiem. Chłopak nie był aż tak zdenerwowany, bardziej zdezorientowany całą tą sytuacją. Dlaczego mi sie wydaje, że on już zna to miejsce?
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, co ja kurwa tu robie?! - warknął Justin w kierunku policjanta.
- Grzeczniej. - odparł podnosząc wzrok na chłopaka, a następnie wrócił do dalszego wypełniania papierów. Justin przeklnął pod nosem i oparł łokcie na kolanach, a wzrok wlepił w podłogę. 
- Wszystko będzie dobrze. - próbowałam go pocieszyć i położyłam dłoń na jego plecy, pocierając je.
- Nawet nie wiem, o co chodzi. - burknął i podniósł głowę, by spojrzeć na mnie. - Idź do domu. Nie ma sensu, byś tu siedziała. - odparł po chwili.
- Nie! - krzyknęłam stanowczo i wyprostowałam plecy. 
- Twoi rodzice niedługo wrócą. - próbował mnie przekonać. Nasze oczy na siebie spojrzały. Jego były pełne troski i żalu, jakby nie chciał, bym dowiedziała sie, że ma coś wspólnego z policją. Jednak miał racje. Nie mogłam wrócić później niż moi rodzice, bo wiadomo, jakby sie to skończyło. W dodatku Chloe nie odzywała sie ani razu, i sie o nią martwię. Mam nadzieje, że siedzi teraz w domu i pisze z tym swoim Ash'em, albo wpieprza tonę słodyczy. Postanowiłam wrócić do domu, jak tylko sie dowiem, co dalej z Justinem.
- Okej, ale nie teraz - skinęłam głową i przytuliłam sie do chłopaka, który po chwili objął mnie swoimi ramionami i ucałował czule czoło. Siedzieliśmy w ciszy, czekając na dalsze instrukcje faceta w mundurze. Po jakimś czasie wstał i wszedł do pomieszczenia obok. Po chwili z niego wyszedł z jakimś mężczyzną.
- Kurwa. - przeklnął Justin, gdy rozpoznał jego twarz. To był Matt. Rzucił w naszą strone ostre spojrzenie, a następnie uśmiechnął sie figlarnie. Coś kombinował, jestem tego pewna.
- Panie Bieber. - zaczął policjant, a ja i Justin automatycznie wstaliśmy z miejsca.
- Mów mi Justin. - zażartował, po czym dałam mu kuksańca w bok, na znak by sie uspokoił, bo to nie jest najlepszy moment.
- To nie przedszkole, Bieber. - postawił akcent na ostatnim słowie. Justin miał skupiony wzrok na chłopaku przed nami. Miał kilka siniaków, zabandarzowaną głowę i kilka zadrapań. To nieprawdopodobne, by tak został potraktowany przez Justina. Tego, który jest przecież taki kochany i opiekuńczy dla mnie. To było jak wyrwanie z innego świata. 
- Po co mnie tu trzymacie? - przerwał niezręczną ciszę szatyn, patrząc z uwagą na policjanta. Próbował ignorować Matt'a, jednak nie zbyt sie mu to udawało.
- Ten oto mężczyzna - wskazał na rannego. - został pobity. - Jedno już sie wyjaśniło. Kolejne zagadki prosze. - Jest to lekkie uszkodzenie ciała, jednak jest to wykroczenie.
- I co w związku z tym? - zakpił Justin.
- Twierdzi, że to ty go tak urządziłeś. - wyjaśnił. Justin prychnął na słowa mudurowego i odwrócił sie na pięcie by wyjść. Byłam zdziwiona jego reakcją. - Bieber! - krzyknął i pobiegł za chłopakiem. Również chciałam to zrobić ale zostałam złapała.
- Zostaw go! To kutas! - krzyknął Matt, szarpiąc mnie za ramię.
- Nie mów tak! - broniłam go, próbując sie wyrwać z rąk mojego byłego, jednak on ścisął mnie jeszcze mocniej, powodując, że każdy następny ruch, był bardziej bolesny.
- Nic nie rozumiesz Amy! Ten palant nie dorównuje mi do pięt! - krzyczał, jakby mnie to miało przekonać. 
- Jesteś wstrętnym egoistą! - krzyknęłam, wyrwałam sie z uścisku i oddaliłam kilka kroków. - On jest lepszy niż ty! Przynajmniej mnie nie zranił. - wytknęłam mu, wspominając tą sytuacje.
- Jeszcze.. - odpowiedział tylko, a ja próbowałam walczyć ze łzami. Ludzi potrafią być okrótni.

Znalazłam Justina wyszarpującego się z rąk policjantów. Krzyczał i klnął pod nosem. Nie wiedziałam co zrobić, pierwszy raz byłam w takiej sytuacji. Podeszłam bliżej. Byłam jakieś dwa metry od nich. 
- Zostaw mnie kurwa, nic nie zrobiłem! - krzyczał chłopak, marszcząc czoło z bólu, jakie zadawał mu jeden z funkcjonariuszy policji, wykrzywiając mu rękę. Aż ścisnęło mnie w żolądku, jak zobaczyłam Justina, który cierpi. Szybko chwyciłam twarz chłopaka, aby skierował ją na mnie. Uspokoił sie, gdy poczuł mój dotyk. Popatrzyłam w jego brązowe oczy.
- Nie wiem co robisz, a rób tak dalej. - odparł z kpiną jeden z mężczyzn, co zupełnie zignorowałam.
- Justin, posłuchaj mnie. Pozwól wyjaśnić sprawę i nie rób sobie kłopotów. - uspokoiłam go. - Musze iść teraz do domu, ale wróce za dwie godziny. W razie czego dzwoń do mnie. - odparłam, przenosząc mój wzrok na jego usta. Po chwili złączyłam nasze wargi razem, nie przejmując sie obecnością innych ludzi. Justin  ujął moją twarz w dłonie. To było niesamowite. Kolejny raz. Jednak zanim pocałunek stał sie bardziej namiętny, policjanci oderwali nas od siebie, prowadząc chłopaka do budynku, a mnie zostawiając samą na środku ulicy. 

Wracając do domu, zastanawiałam sie o co chodziło Matt'owi. On jest hamskim dzieciakiem, ale po co miałby mówić rzeczy, które by mnie zraniły? Sam mówił ze mnie kocha, jednak nie okazuje tego w najlepszy sposób. A Justin mi tego nie mówił, a to okazuje. To dziwne. A może wcale tak nie jest? Może sobie tylko to ubzdurałam? Nie mam pojęcia jak patrzeć na tą sytuacje. Po drodze pomyślałam ze kupię kilka bułek na śniadanie. Zaszłam do piekarni niedaleko kwiaciarni, która znajdowała sie mniej wiecej w połowie drogi. 
- Dzień dobry Amy. - starsza kobieta pracująca w tej branży posłała mi sympatyczny usmiech, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia.
- Dzień dobry Emmo. - powitałam ją. - Poproszę kilka bułek. - oznajmiłam przyjaźnie, wyciągając kilka drobnych z kieszeni spodni.
- Oczywiście. - odparła i odwróciła sie po małą plastikową reklamówke, do której włożyła świeże pieczywo. - Co u rodziców, Chloe? - zapytała.
- Dobrze. - odparłam krótko. - Tata dużo pracuje, a mama była ostatnio u ciotki. - poinformowałam.
- A co u niej? 
- Jakoś sie trzyma. - usmiechnelam sie.
- Twoje bułki. Dolar piętnaście. - powiedziała, wręczając mi siatkę.
- Dziękuje. Do zobaczenia. - odpowiedziałam wręczając jej gotówkę i wyszłam z piekarni, kierując sie prosto do domu. Kobieta, która tu pracuje, to przyjaciółka rodziny. Emma Cambrige, bo tak sie nazywa, to starsza kobieta koło pięćdziesiątki. Zajmowała sie mną i Chloe jak byłyśmy małe. Doskonale ją znamy. Wracając do domu, modliłam sie, żeby rodziców nie było w domu. To było by koniec wszystkiego. Wiem, że dramatyzuje, ale taka jest już moja natura.
- Chloe, jestem! - krzyknęłam na cały dom, przekraczając jego progi, jednak odpowiedziało mi jedynie echo. Zdjęłam buty, a pieczywo położyłam na stole w kuchni, a następnie stąpając po drewnianych schodach skierowałam się w kierunku sypialni. Chciałam zajrzeć do siostry, by poinformować ją o moim powrocie. Może spała, może była czymś zajęta i nie słyszała. Zwykle by odkrzyknęła coś w stylu "Jezu, po co". Zajrzałam do jej małego pokoju. Nie było jej tam. Zastałam natomiast bałagan. Ubrania były wszędzie porozrzucane, krzesło stało praktycznie do góry nogami, poduszki na podłodze, kołdra zwisała z łóżka, kilka książek na podłodze, a reszta porozrzucana na biurku. Wiem, że moja siostra jest bałaganiarą, ale wyglądało, jakby przeszło tu tornado. W tym całym bałaganie jednak nie było dziewczyny.
- Chloe! - zaczęłam wołać jej imię. - Chloe, do cholery gdzie ty jesteś?! - niecierpliwiłam się i chodząc po pomieszczeniach szukałam tej dziewuchy. Przetrząsnęłam cały dom, jednak nigdzie jej nie było. Szybko wybrałam numer jej komórki. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty..
- Połączenie zostało przerwane. - głos automatycznej sekretarki odezwał się w telefonie.
- Cholera! - krzyknęłam. Zaczęłam sie o nią bać. Przynajmniej wtedy tylko to mi przyszło do głowy. Postanowiłam przeszukać jej rzeczy. Zaczęłam od ubrań. Dziwnie pachniały, jakby tytoniem, ale przecież ona nie pali! Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Szybko rzuciłam wszystkie ubrania do jej szafy, nie zawracając sobie głowy ułożeniem ich. Jednak na jednej z bluzek zauważyłam małe plamy krwi. Popatrzyłam na nią wzrokiem co-do-cholery-sie-tu-dzieje, ostrożnie oglądając czerwone zabrudzenie. Schowałam koszulkę do swojej torby, a następnie w większym zdenerwowaniu przeszukiwałam resztę jej rzeczy. Na jednej z poduszek również była krew, ale mniejsze plamy. Na książce od biologi była wypalona dziura.. papierosem. Miałam przeczucie, że ona nie była dziś sama. Oby jej się nic nie stało, nie darowałabym sobie tego. Książkę również schowałam do torby. Następnie wyciągnęłam kolejny raz telefon i wybrałam numer mojej siostry, próbując sie dodzwonić, jednak sytuacja się powtórzyła. Nie dałam jednak za wygraną i zadzwoniłam jeszcze kilka razy, ale i tym razem nie dało do żadnego efektu.
- Jesteśmy! - głos rodziców odbił sie echem po całym domu, na co lekko podskoczyłam. Przeczesałam swoje włosy dłonią i zdenerwowana chwyciłam swoją torbę. Wpadłam do swojego pokoju, zabierając kilka nowych ciuchów i ruszyłam do łazienki, by nie było żadnych podejrzeń. Po za tym musiałam się trochę odświeżyć, znowu. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic, odkręcając wodę. Szybko ale dokładnie umyłam swoje ciało, używając jabłkowego żelu pod prysznic. Zgrabnymi ruchami wyszłam z kabiny prysznicowej i wytarłam sie starannie, a następnie założyłam bieliznę, czarne legginsy, biały top i koszulę w czarno-czerwoną kratkę. Spoglądając w lustro, ujrzałam nikogo innego jak pandę. Zapomniałam zmyć makijaż, który rozmazał mi się na pół twarzy. Chwyciłam pojedyncze waciki oraz krem do makijażu i zmyłam jego resztki, a następnie nałożyłam nowy, lekki, by tylko podkreślić oczy, a na nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Chwyciłam telefon i wysłałam do Justina sms-a.

"Ile potrzeba na kaucję? Musisz mi pomóc, to pilne."

Zabrałam wszystkie swoje rzeczy z łazienki i wróciłam do swojego pokoju, kładąc swój tyłek na rogu łóżka. Myślałam, jak dowiedzieć się, gdzie jest moja siostra. Wpadłam na pomysł, by zadzwonić do jej chłopaka. Jednak nie miałam jego numeru. W tym celu poszłam przeszukać szuflady Chloe. Musiała mieć gdzieś zapisany jego numer, oprócz w telefonie. Szukając odpowiedniej informacji, napotkałam się na jakiś medalion, a właściwie nieśmiertelnik. Byłam pewna, że gdzieś już go widziałam, jednak nie mogłam sobie przypomnieć dokładnie. Schowałam go do tylnej kieszeni spodni. Po chwili poszukiwań znalazłam odpowiedni notes, gdzie były zapisane wszystkie kontakty mojej siostry. Przejrzałam go z grubsza i dowiedziałam się, że nadal utrzymuje kontakty z Beth, jej przyjaciółką z przedszkola, swoim byłym, ale również i numer Justina tam był. To dziwne, przecież znają się kilka dni, a on już dał jej swój numer? Dziwne to było. Jednak znalazłam też numer Asha, który wystukałam w swoim telefonie i wróciłam do swojego pokoju, zabierając notes ze sobą. Po kilku sygnałach, usłyszałam jego głos.
- Halo?
- Cześć, tu Amy, siostra Chloe. Widziałeś się z nią dziś, lub wczoraj wieczorem? - zapytałam zdeterminowana znaleźć siostrę.
- Ee nie. - odparł szybko. - A co?
- Zniknęła. - odpowiedziałam.
- Może poszła do koleżanki, albo do sklepu?
- Nie sądzę. W jej pokoju znalazłam plamy krwi i jakiś nieśmiertelnik. - odparłam, na co on milczał. Po chwili jednak się odezwał.
- Kurwa. - przeklnął, ledwo słyszalnie.
- Co? - zdziwiłam się.
- Nic, musze kończyć. - oznajmił zdenerwowany i rozłączył się, zostawiając mnie w niepewności. Widział coś? Jeszcze raz do niego zadzwoniłam, jednak odrzucił połączenie. On jest pokręcony. BLING BLING. Przyszedł sms od Justina.

"Nie musisz za mnie płacić, poradzę sobie. Co się stało?"

Oczywiście, że muszę za niego zapłacić, inaczej mi nie pomoże. Teraz pieniądze nie grały roli. Szybko wystukałam odpowiedź.

"Mów ile, to ważne. Opowiem Ci, jak sie spotkamy."

"200$"

"Będę niedługo."

Po wymianie kilku wiadomości wzięłam odpowiednią gotówkę z mojej skrzynki w szafie i schowałam ją do torby, którą zarzuciłam na ramię. Wpakowałam tam jeszcze czarną bluzę, na wszelki wypadek, i wyszłam z pokoju. Ze spuszczoną głową ruszyłam ku drzwi. Pech chciał, że spotkałam rodziców.
- Dokąd się wybierasz? - usłyszałam zaciekawiony głos matki.
- Idę do Carly, będziemy się uczyć. - odpowiedziałam, przypominając sobie, że miałam do niej iść. Teraz będę musiała wymyślić kłamstwo dla mojej przyjaciółki. Świetnie.
- A gdzie jest Chloe? - zauważyła, rozglądając się na boki.
- Poszła do przyjaciółki. - skłamałam.
- Której? - dopytywała się, mrużąc na mnie oczy. Nienawidziłam tego spojrzenia.
- Emm Beth. - powiedziałam pierwsze imie, które mi przyszło na myśl. Ugryzłam się w język, bo mama nie zna żadnej dziewczyny o takim imieniu.
- Ta Beth? Ta, z którą chodziła do przedszkola? - zdziwiła się, jednak wielki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Mama lubiła tą dziewczynę. Dużo czasu małe spędzały razem i świetnie się dogadywały. Jednak potem kontakt się urwał, gdy Beth poszła do innej szkoły, niż Chloe. Bardzo to przeżyły jako siedmiolatki. Sama się zdziwiłam, gdy ujrzałam jej imię w notesie mojej siostry.
- Tak, nadal utrzymują kontakt. - uśmiechnęłam się w duchu, że mi uwierzyła. - Muszę już iść, Carly na mnie czeka. - oznajmiłam, by wyrwać się od pytań mamy i założyłam trampki na nogi, gotowa do wyjścia.
- Dobrze, tylko nie wróć późno. Jutro szkoła. - wtrącił się tata, wychylając z salonu.
- Wieeem. - odparłam wywracając oczami i wyszłam z domu, śmiejąc sie sama do siebie. Jednak ten humor szybko znikł z mojej twarzy, przypominając sobie, gdzie idę i co potem będe robić. 


- Na prawdę nie musiałaś tego robić. - powiedział Justin, gdy już wyszliśmy z komisariatu.
- Z więzienia byś mi nie pomógł. - burknęłam, przewracając oczami.
- Fakt. - zaśmiał się, wlepiając wzrok w chodnik. Popatrzyłam na niego kątem oka.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - przygryzłam wargę, po czym spoliczkowałam się w myślach za takie pytanie. Chłopak podniósł wzrok na mnie, a moje policzki się zaróżowiły.
- Pewnie.. że.. tak. - wydukał trochę zdezorientowany. Uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił.Szliśmy chwilę w ciszy, po czym przypomniałam sobie, o co miałam go poprosić.
- Justin? - szepnęłam, a łzy prawie wydostały się na zewnątrz.
- Tak? - popatrzył na mnie z troską i lekkim zakłopotaniem.
- M-muszę Ci coś powiedzieć. - wydukałam. Widział, że jest mi ciężko o tym mówić, więc przystanął i chwycił moją twarz w dłonie. Otworzyłam oczy by zobaczyć jego brązowe, pełne blasku. Otarłam szybko łzy dłonią, by przyprowadzić siebie do porządku, a następnie biorąc głęboki wdech, zrelaksowałam się na tyle, by móc coś powiedzieć. - Chloe zaginęła.
- Co? Jak to? - zdziwił się. Był trochę przestraszony, kto by nie był. Zaginęła piętnastolatka!
- Znalazłam to w jej pokoju. - oznajmiłam i wyciągnęłam z torby jej koszulkę, pokazując plamy Justinowi. Chwycił ją w dłonie, uważnie oglądając każdy skrawek materiału. 
- Cholera. Co to kurwa jest?! - warknął jakby sam do siebie.
- To nie wszystko. - powiedziałam i wyciągnęłam książkę, a następnie otworzyłam na właściwej stronie. Justin patrzył na mnie pytającym wzrokiem i chwycił ją, a ja wyciągnęłam nieśmiertelnik. Był w kształcie koła, na nim były wygrawerowane jakieś wzroki i duże "D". Gdy to zobaczył, zacisnął pięści i szczęke, czując gniew. - Ty coś wiesz, prawda? - zapytałam po chwili.
- Chodź. - złapał mnie za nadgarstek i poprowadził w nieznaną mi stronę.

Po dwudziestominutowej jeździe samochodem dotarliśmy do jakiś magazynów na obrzeżach miasta. Nie podobało mi się to miejsce, jednak muszę znaleźć siostrę.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam z niepokojem. Justin nic nie odpowiedział. Chwycił mnie za rękę, zmuszając bym szła za nim. Chwile potem staliśmy przy blaszanych drzwiach, w które zapukał szyfrem. Drzwi otworzył mu wysoki, łysy mężczyzna, wyglądający jak typowy bandzior. Spojrzał na mnie z pogardą, jednak nic nie mówił. Justin wszedł do środka, pociągając mnie za sobą. Pomieszczenie wyglądało jak opuszczona hala. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny i tytoniu, który od razu wypełnił moje nozdrza, wywołując dziwne uczucie w żołądku. Przy stole siedziało kilku mężczyzn, którzy grali w karty, popijając piwo i sącząc papierosy. Usłyszawszy kroki Justina zwrócili ku nas oczy.
- Yo Jus, co to za dziwka? - prychnął jeden z nich, wyglądający jak wielka beczka. Skrzywiłam się na to porównanie, jak chłopak.
- Zamknij się. Potrzebuję waszej pomocy. - syknął.
- Chętnie. - wstał drugi, podchodząc do nas, rozbierawszy mnie wzrokiem. Poczułam tym razem odruch wymiotny.
- Kurwa nie o nią chodzi! - Justin zacisnął mocniej moją dłoń, przesuwając mnie za siebie i piorunując faceta wzrokiem. - I nie warzcie się jej dotykać! - ostrzegł. Poczułam się bezpieczniej.
- Mów o co chodzi, albo się stąd wynoś, a nie powietrze zatruwasz! - wtrącił się kolejny. Wyglądał na najmłodszego z nich, może był w wieku Justina, jednak o wiele niższy. Trochę mnie to rozbawiło, że taki mały "karzełek" mu podskakuje.
- Jej siostra została porwana. - oznajmił, wskazując kciukiem na mnie.
- A my Ci po co? - prychnął pierwszy, popijając piwo.
- Została porwana przez Driffers. - powiedział śmiertelnie poważnie, a wszystkie oczy zostały skierowane na niego.
- Justin? Kto to Driffers? - zapytałam, przełykając głośno ślinę. To jakiś gang, czy coś? I co chcieliby od mojej siostry?
- To gang Santorio. - odparł, zaciskając szczękę jeszcze bardziej. Nagle zrobiło mi się słabo...

-------------------------------------------
PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM
Mam wyrzuty sumienia, że minęło aż tyle czasu od poprzedniego rozdziału. Najpierw bark weny, potem spontaniczny wyjazd, potem znów bark weny, choroba i dopiero dziś się za to zabrałam. Na prawdę przepraszam! Mam nadzieję, że chociaż rozdział się podoba. 

I proszę o komentarze, czy mam nadal kontynuować to opowiadanie, czy ktoś jeszcze czyta..

Jeszcze raz przepraszam,
Shinn_x

sobota, 31 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 13 - "Myślałem, że darzysz mnie jakimś uczuciem."

Po krótkiej podróży samochodem, dojechaliśmy do małego osiedla, na obrzeżach miasta. Przez całą jazdę śmialiśmy sie, rozmawialiśmy. Było naprawdę sympatycznie. Justin otworzył mi drzwi i podał rękę, gdy wysiadałam z jego auta. Posłałam mu wdzięczny uśmiech. Wziął mnie pod ramię i ruszyliśmy do jednej z kafejek, którą dopiero teraz zauważyłam. Weszliśmy do środka, a ciepłe powietrze wydostające sie z pomieszczenia, zderzyło sie z naszymi ciałami. Usiedliśmy na przeciwko siebie przy jedym ze stolików. 
- Na co masz ochotę? - zapytał chłopak, podając mi kartę Menu. Chwyciłam niewielką książkę i zaczęłam czytać jej zawartość. 
- Shake czekoladowy. - odparłam po chwili namysłu, gdy zauważyłam, jak jedna z kelnerek podeszła do naszego stolika. Dziewczyna zapisała to w notesie, a następnie skierowała sie do chłopaka.
- A ty?
- Nic, ale poproszę dwie słomki do tego shake'a. - oznajmił i puścił oczko w moją strone. Kelnerka skinęła głową i oddaliła sie od nas. 
- Chcesz być bardziej romantyczny? - zapytałam uśmiechając sie do niego. Wiem, co kręcił.
- A nie działa? - odpowiedział pytaniem, po którym sie trochę zarumieniłam.
- Jesteś typowym chłopakiem. - zażartowałam i wytknęłam mu język.
- I tak wiem, że na Ciebie działam. - odparł podpierając sie łokciami na stoliku, a po chwili złączył nasze dłonie. 
- Mieliśmy iść na imprezę. - zauważyłam, próbując nawiązać temat do rozmowy. 
- Sądziłem, że mieliśmy iść na randkę. - odpadł i oblizał seksownie usta, wychylając oczy zza okularów, po raz pierwszy.
- Ale.. - zaprotestowałam, jednak po chwili namysłu zamknęłam usta, co wyglądało pewnie dziwnie w oczach Justina. Chłopak zaśmiał sie uroczo, a jednocześnie seksownie.
- Lubie jak jesteś nieśmiała. - odparł patrząc mi w oczy, cały czas ukazując swoje białe zęby. Na jego uwagi zarumieniłam sie, co pewnie dało mi kolejne powody do chichotu. Po chwili przyszła kelnerka z naszym zamówieniem.
- Oto wasz shake. - odparła rudowłosa dziewczyna, podając nam dużą szklankę napoju.
- Dzięki Trish. - odparł Justin, uśmiechając sie do dziewczyny przyjaźnie. Domyślam sie, że oni sie znają, a Justin jest tu dość częstym gościem. Kelnerka oddaliła sie od nas, wracając do swojej pracy. 
- Znasz ją? - zapytałam, gdy była już w bezpiecznie oddalonej pozycji. 
- Tak, jest z nami w paczce. Kiedyś wszystkich poznasz. - odpadł chłopak, wkładając dwie słomki do wysokiego naczynia. A więc on chce mnie poznać z jego znajomymi? To chyba dobry krok. Ciekawe ku czemu.
- Chętnie. - westchnęłam i przysunęłam do siebie naczynie, a następnie upiłam łyk zimnego napoju, nie odrywając wzroku od chłopaka. Po chwili przybliżył sie do mnie, rozkoszując sie smakiem shake'a, równocześnie patrzył mi w oczy. Zawsze zastanawiały mnie jego tęczówki. Zazwyczaj były piwne, czasem jednak ich odcień sie pogłębiał i były intensywnie brązowe, jeszcze w innym świetle wpadały w odcienie szarości. Jednak nie ważne jakiego koloru były. Ludzie mówią, że powinno sie pokochać przedewszystkim oczy, bo tylko one zostają takie same na zawsze. Ale czy kochałam oczy Justina? Oczywiście, były interesujące, uwielbiałam je! 
- Jesteś urocza. - odparł nagle chłopak. Jego słowa spowodowały u mnie silny rumieniec. To było miłe, co mówił. Prawił mi co jakiś czas komplementy, po których zawsze sie rumieniłam. Zawsze byłam cichą i nieśmiałą dziewczynką. Od drugiej klasy gimnazjum postanowiłam być bardziej otwarta na ludzi, odważniejsza. Udawałam. Nigdy taka nie byłam. Dobra ze mnie aktorka, jeżeli chodzi o uczucia i emocje. Jestem pokręcona, wiem. Może kiedyś będę sobą, kto wie? Na razie jest dobrze.
- Idziemy? - przerwał nagle Justin, po moich dłuższych przemyśleniach. Szybka ta "randka". No trudno, może ciąg dalszy będzie na imprezie? Mam nadzieje.

~•••~

Dojechaliśmy do jakiegoś parku. Justin z bagażnika samochodu wyjął kosz i koc. 
- Piknik? - pisnęłam z zachytu, patrząc na zawartość wilkinowego koszyka. Uwielbiałam pikniki! Jak byłam mała, co tydzień jeździliśmy z rodziną na łąkę za miastem i tam rozkładaliśmy wielki czerwony koc, a na nim układaliśmy smakołyki, które wcześniej przygotowaliśmy razem z mamą. Zawsze to była świetna zabawa. 
- Tak. - uśmiechnął sie szatyn, zamykając bagażnik. - Lubisz pikniki? - zapytał i wziął mnie wolną dłonią za rękę, wcześniej chowając kluczyki od samochodu do kieszeni spodni.
- Uwielbiam! - klasnęłam w dłonie, na co zachichotał. Zachowywalam sie pewnie jak dziecko, sądząc po jego rozbawionej minie. Najpierw zabrał mnie na shake'a, teraz piknik, a gdzie ta impreza? Nie wiem, czy coś kręci, czy to jakaś gra, czy po prostu jestem niecierpliwa. Pewnie to trzecie. Muszę wyluzować i korzystać z mojego czasu z Justinem. Sam mówił, że to randka, a ja jestem bardzo podekscytowana tym wieczorem. Co mnie czeka? Znaleźliśmy wolne miejsce na koc. Było dużo par, które urządzoło sobie teraz taką kolację pod gwiazdami. Według mnie to romantyczne. Rozglądałam sie wokół, podczas gdy Justin rozkładał posiłek. Po chwili usłyszałam lekki huk i zobaczyłam, jak chłopak otwiera szampana. Nalał alkohol do wysokich kieliszków, jakie podają na przyjęciach, a następnie wręczył mi jeden z nich. Stuknęliśmy szklanymi naczyniami o siebie.
- Nasze zdrowie. - powiedział słodko.
- Nasze zdrowie. - powtórzyłam cicho.

~•••~

Po pikniku udaliśmy sie do lokalu, umieszczonego około sto metrów od pola. Zostawiliśmy koc na trawie, jedynie jedzenie schowaliśmy do bagażnika, by sie nie zepsuło. W budynku było pełno bawiących sie ludzi, w rytm zapodanej muzyki przez DJ-a. Był nim chłopak z dredami, miał około dwudziestu lat. W tłumie zobaczyłam kilku ludzi z mojej szkoły. Od razu grymas pojawił sie na mojej twarzy. Jednak, gdy byłam z Justinem, chciałam sie po prostu dobrze bawić. Tańczyliśmy, gadaliśmy, śmialiśmy sie. Spędziliśmy miło czas razem. Po kilku tańcach, podeszliśmy do baru.
- Czego sie napijecie? - zapytał chłopak z burzą czarnych loków na głowie, który stał za ladą i wycierał szklanki. Wzrok obu przeszedł na mnie, dając mi do zrozumienia, że ja mam pierwsza wybrać.
- Tequilla. - odpowiedziałam po chwili namysłu i oparłam sie o ladę baru.
- Dwa razy. - oznajmił Justin, posyłając loczkowi uśmiech to-sie-zabawimy. Następnie popatrzył na mnie z iskrą w oku, kładąc swoją dłoń na moim kolanie, na co zachichotałam i odwróciłam sie plecami do barmana, obserwując ludzi wokół. Na moje nieszczęście zobaczyłam osobę, której widok najmniej mnie cieszył. Zauważył mnie. Szybko odwróciłam sie w drugą stronę. Miałam niespokojny wyraz twarzy i nerwowo uderzałam palcami w twardą powierzchnię blatu. 
- Coś nie tak? - zapytał Justin, pocierając moje ramię.
- Matt tu jest. - odparłam z niesmakiem i popatrzyłam sie w tamtą strone. Chłopak zrobił to samo i ze skupieniem na twarzy szukał tego idioty.
- Nie przejmuj sie nim. To jest tylko nasz wieczór. - próbował mnie pocieszyć i przybliżył sie, by musnąć mój policzek. Uśmiechnęłam sie w duchu i postanowiłam zrobić tak, jak on radził.

~•••~

Po paru drinkach rozszaleliśmy sie na dobre i tańczyliśmy do każdej piosenki. Byliśmy parą parkietu. 
- Poproszę DJ-a o lepszą muzykę. - odparł Justin z wyraźnym rozbawieniem na ustach i udał sie w we wskazanym kierunku. Skinęłam lekko głową i oparłam sie rękami o stół z przekąskami i napojami. Na moje nieszczęście zostałam zauważona przez mojego eks, Matt'a. Dlaczego on zawsze sie kręci tam, gdzie ja?
- Hej. Ślicznie wyglądasz. - oznajmił blondyn, gdy był już wystarczająco blisko mnie, bym mogła go dosłyszeć. Nic nie odpowiedziałam, zamiast tego, odwróciłam sie do niego plecami, ignorując go zupełnie. Przynajmniej próbowałam. - Moglibyśmy porozmawiać? - odparł po chwili, łapiąc mnie za łokieć, bym odwróciła sie w jego strone.
- Nie mamy o czym. - Burknęłam pod nosem i wyrwałam przedramię z jego uścisku.
- To nie jest tak, jak myślisz. - zaczął, rozgladając sie na boki, a po chwili poprowadził mnie w kąt sali.
- A jak? Całujesz sie z dziewczyną, której nienawidzę, kiedy byłeś ze mną w związku. Flirty innych dziewczyn Ci nie przeszkadzały, gdy byłam twoją dziewczyną. To jest zdrada! - wykrzyczałam pełna emocji i gniewu, który był spowodowany wspomnieniami tych wydarzeń. 
- To Alejandra pocałowała mnie, a nie ja ją. - wyjaśnił, patrząc na mnie. Próbowałam sie uspokoić, jednak nie mogłam. 
- Odwzajemniłeś ten pocałunek! - syknęłam na niego, patrząc groźnie. - I nie wymyślaj historyjek, by uratować swój żałosny tyłek. - dodałam.
- Spytaj sie swojego kochasia! - warknął wskazując na Justina przy jakimś chłopaku z dredami, który od godziny stał przy płycie miksującej muzykę. Popatrzyłam w tamtą stronę. Nie wiem co czułam. Nie mogłam uwierzyć, że Justin mógłby coś takiego zrobić. Nie znał ani Matt'a, ani Alejandry, przynajmniej mi sie tak wydaje. 
- On nie ma nic wspólnego z nami! - krzyknęłam odwracając sie w strone blondyna i popchnęłam go lekko, uderzając w  jego klatkę piersiową.
- Nie rozumiesz, że ja Cię nadal kocham? - odparł spokojnie, z żalem w oczach, co mnie nie ruszyło. - On Cię wykorzysta i zostawi. Dlaczego nie możesz dać mi drugiej szansy? - złapał mnie za nadgarstki, a nasze oczy patrzyły głęboko w swoje. Czułam dziwne napięcie w powietrzu. - Kocham Cię, Amy. - oznajmił i przybliżył sie do mnie, a następnie wpił sie w moje usta. Nie wiem dlaczego, odwzajemniłam pocałunek. Po chwili jednak otrząsnęłam sie, oddalając od chłopaka. Stał z wielkim uśmiechem na twarzy. - Ty mnie też. - odparł z przekonaniem. Wtedy do mnie dotarło.
- Masz tupet! - krzyknęłam i spoliczkowałam chłopaka, pozostawiając czerwony ślad na jego twarzy. Spojrzałam w prawà strone. Ujrzałam tam Justina. Patrzył sie na nas z pogardą. Gdy nasze spojrzenia sie spotkały, potrząsnął głową i odszedł zrezygnowany. Pobiegłam za nim, nie zwracając najmniejszej uwagi na Matt'a, który krzyczał coś w oddali.

Szukałam Justina po całym lokalu. Nigdzie go nie było. Wiem, że ten pocałunek wszystko schrzanił, ale nie chciałam tego zrobić, to nie miało tak wyjść. Jestem zła na siebie i na Matt'a. Jednak teraz interesował mnie ktoś inny, ważniejszy. Po krótkim czasie, dotarłam do naszego koca, gdzie rozłożyliśmy wcześniej piknik. Siedział przy nim chłopak. Tak, to był on. Chociaż było ciemno, rozpoznałabym jego twarz, włosy. Były niepowtarzalne. 
- Justin? - szepnęłam, by nie wywołać w nim gniewu. Jednak był zły. Miał zaciśnięte pięści. 
- Odejdź. - mruknął. Podeszłam bliżej. - Nie po to upozorowałem zdradę Matt'a, byś sie teraz z nim całowała. - burknął. 
- Co? - nie mogłam uwierzyć, w to co mówi. Czyli jednak to prawda? Dlaczego to zrobił? Czułam dziwne uczucie... podwójnej zdrady? Jednak teraz mnie to nie obchodziło. Lepiej, że zerwałam z tym podrywaczem. 
- Nic. - dodał szybko.
- Nie ważne. - potrząsnęłam głową. Teraz chcę naprawić to, co zrobiłam. - To nie tak, jak myślisz. - starałam sie być delikatna. Chłopak wstał, górując nade mną.
- Przyszłaś na randkę ze mną, a całujesz sie z innym! - syknął z niesmakiem. - Czy na prawdę myślisz, że jestem taki głupi? - dodał.
- Oczywiście, że nie! Nie chciałam tego! - próbowałam sie bronić.
- To dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, a ja milczałam. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Może to było przyzwyczajenie, że całowałam sie z Matt'em? Minął niecały tydzień od naszego zerwania. - Rozumiem. - powiedział cicho i podeszedł do mnie bliżej. - Kilka lat temu, byłem zakochany, w tobie, Amy. - zaczął. Czułam, że zbliża się moment na wyznania. - Jednak byłem szczeniakiem, i straciłem jakiekolwiek u Ciebie szanse. Teraz, gdy znów sie spotkaliśmy, to wszystko odrzyło. Wiem, że ty też kiedyś coś do mnie czułaś. - spojrzał na mnie. Dręczyło mnie teraz sumienie. Czułam sie winna swoich czynów. - Myślałem, że darzysz mnie jeszcze jakimś uczuciem. Myliłem sie. - dodał, spuszczając wzrok na swoje buty. Miałam wielką ochotę sie rozpłakać, jednak tego nie zrobiłam. Chciałam zaprzeczyć. Nadal darzyłam go uczuciem. Teraz wiem, że on czuje to samo co ja. To niesamowite. Zamknęłam oczy, by przemyśleć jego słowa. Po chwili na mojej brodzie poczułam delikatny dotyk. Zanim zdąrzyłam otworzyć oczy poczułam na swoich ustach jego pełne wargi. Poczułam jak w moim brzychu wybucha milion fajerwerków. Przez całe moje ciało przeszły przyjemne iskry. Pocałunek był delikatny, ale czuły. Przeniosłam swoje dłonie z jego przedramion na jego klatkę piersiową, następnie skierowałam je ku szyji, zatrzymując ostatecznie na rumianych policzkach. Pod opuszkami palców czułam lekki zarost, który uwielbiałam u facetów. To sprawiało, że byli seksowniejsi. Chociaż Justin i tak jest w tym mistrzem. Ręce chłopaka z mojej talii powędrowały na moją szyję. Poczułam jego ciepło, energię. Nasze usta współpracowały idealnie ze sobą. Po paru chwilach oderwaliśmy sie od siebie, ciężko dysząc w skórę, pragnąc więcej. Oparł swoje czoło o moje. Poczułam jak sie uśmiecha. Wreszcie otworzyłam oczy. Ujrzałam piękne tęczówki Justina, wpatrujące sie we mnie oraz szczery uśmiech satysfakcji, który po chwili odwzajemniłam. Nadal trzymał swoje dłonie na moich policzkach. Przeniosłam ręce na jego i ścisnęłam obie, przygryzając przy tym wargę.
- Nie obchodzi mnie, co on zrobił... - spuściłam wzrok, szepcząc cicho pod nosem. - ...ważne, co ja zrobiłam. - dokończyłam i lekko musnęłam wargi Justina, potwierdzając swoje słowa. Świat kolejny raz, wokół nas, przestał istnieć.

~•••~

Po udanej imprezie udaliśmy sie do domu Justina. Wypił trochę alkoholu, jednak to go nie powstrzymało, by prowadzić samochód. Ja też ledwo szłam, mając kilka promili we krwi. 
- Myślisz, że ludzie nas zapamiętali? - zapytał rozbawiony, gdy stanął pod domem. 
- Tak, szczególnie Matt. - zachichotałam, wychodząc z auta. Byłam pijana i wszystko mnie śmieszyło.

- Wracamy? - zapytał Justin, patrząc głęboko w moje oczy. Czułam sie jak w raju. Nasze usta idealnie do siebie pasują, a uczucia jakie nas łączą tworzą całość z nas obojga. Byłam cholernie zadowolona, że zgodziłam sie iść na naszą pierwszą randkę. Nie żałowałam tego ani trochę, nawet gdy rodzice by sie o tym dowiedzieli. Dzięki Matt'owi, zbliżyłam sie do Justina i wyznaliśmy sobie swoje uczucia. To znaczy ja mu jeszcze nie, ale wiem, że są takie same jak jego. To cudowne uczucie. Chwyciliśmy sie za dłonie i wróciliśmy do lokalu. W powietrzu unosił sie zapach tytoniu i alkoholu. Było duszno, ale to nie przeszkodziło nam ruszyć na parkiet. Wypiliśmy między czasie kilka drinków. Alkohol pulsował w naszych żyłach. Daliśmy sie ponieść. Po jakiejś godzinie, moim oczom ukazał sie znów niechciany widok.
- Cześć mała. - odparł Matt, podchodząc do mnie i złapał mnie od tyłu. Zrobiłam skwaszoną minę i wyrwałam sie z jego uścisku.
- Zostaw mnie palancie. - syknelam i zbliżyłam sie do Justina, a po chwili poczułam jego dłonie wokół mojego pasa, dzięki temu czułam sie bezpieczniej.
- Amy, nie udawaj. - zignorował moje słowa i pociągną za ramiączko mojego topu, które zsunęło sie z ramion, odkrywając część stanika. Szybko poprawialam materiał i schowałam sie za Justina.
- Nie słyszysz? Odwal sie! - warknął na blondyna i popchnął go do tyłu, w efekcie czego chłopak upadł na ziemie. Jęknął z bólu, lecz po chwili wstał i zaczął bijatykę z Justinem. Chłopak kilka razy oberwał w twarz, na co zaczęła lecieć mu krew z nosa. Tym samym oddał przeciwnikowi. Probóbowałam ich rozdzialić, jendk tylko zostałam odpychnięta przez jednego z nich i zderzyłam sie z podłogą. Jedna dziewczyna pomogła mi wstać, pytając z troską czy nic mi nie jest. Walka toczyła sie kilka minut, puki nie przyszła ochrona i ostatecznie nie rozdzieliła chłopaków. Chwyciłam szatana za rękę, wyprowadzając z klubu. Matt prawdopodobnie wyszedł z jednym z ochroniarzy drugim wyjściem, by nie doszło do dalszych konfrontacji.
- Zawsze na imprezie sie bijesz? - zapytałam rozbawiona.
- Dlaczego nie? Jest zabawniej. - zachichotał i wzruszył ramionami, jakby to była jakaś błachostka.
- Bawimy sie dalej, czy wracamy do domu? - zapytałam, wieszając sie na jego szyji.
- Jeszcze nieee. - jęknął w moją szyje i po chwili wróciliśmy do dalszej zabawy w klubie.

~•••~

Obudziłam sie z przeszywającym całe moje ciało bólem głowy. Miotałam sie po całym łóżku. Jednak to nie było moje łóżko. Zobaczyłam obok siebie szatyna, który był odwrócony do mnie plecami. Na sobie miałam luźną koszulkę, a pod spodem bieliznę. Byłam w domu Justina. Potrzebowałam czasu, by przypomnieć sobie, co w ogóle wczoraj robiłam. Pamiętam kawiarnię, piknik, imprezę. Pamiętam pocałunek z Matt'em i z Justinem, tańce, alkohol. Dalej film sie urwał. To wszystko przez te drinki i niezliczoną ilość piw, które wypiłam. Ból głowy był nie do zniesienia. Nudności, które temu towarzyszyły, skłoniły mnie do szybkiego opuszczenia ciepłego łóżka i pobiegłam do łazienki. Moje złe samopoczucie obudziło Justina, bo po chwili stał nade mną, trzymając moje długie, brązowe włosy. Gdy skończyłam, podał mi ręcznik, ktorym wytarłam twarz. 
- Przepraszam, to moja wina. - odparł, wkładając brudny ręcznik do miski z wodą i wlał tam jakiegoś płynu.
- Nie. - odparłam stanowczo i rozejrzałam sie po łazience. - Mogłabym wziąć prysznic? - zapytałam nieśmiało i spojrzałam na moje bose stopy, na kafelkowej podłodze. 
- Pewnie. - uśmiechnął sie i podał mi czysty ręcznik. Odstawił miskę na bok, a do wanny napuścił ciepłej wody, wcześniej umieszczając szczelnie korek na dnie.
- Nie musisz .. - szepnęłam.
- Ale chcę. - podszedł do mnie i ucałował delikatnie moje czoło. - Przyniosę Ci nową koszulkę. - oznajmił i zniknął z pola mojego widzenia. Po chwili wrócił ze świeżym t-shirtem i wręczył mi go.
- Dziękuję. - odparłam z lekkim uśmiechem. Justin wyszedł, a ja zrzuciłam to co miałam na sobie na podłogę. Weszłam ostrożnie do wanny pełnej ciepłej wody i rozkoszowałam sie kąpielą. Chwyciłam cytrynowy szampon, który stał na jednej z półek, zawieszonych nieopodal. Namydliłam włosy, wcierając delikatnie substancję, po czym zmyłam całość. Niechętnie wyszłam z wanny i owinęłam sie ręcznikiem. Wytarłam każdy centymetr mojego ciała do sucha i założyłam bieliznę oraz koszulkę Justina. Znalazłam w szafce nową szczoteczkę i umyłam dokładnie zęby. Znalałam również mleczko do demakijażu oraz kilka wacików i zmyłam resztki makijażu z wczorajszego wieczoru. Przeczesałam mokre włosy ręką i odświeżona wyszłam z łazienki z uśmiechem na twarzy. Chłopak stał w kuchni, przyrzadzając śniadanie. Smarzył bekon oraz jajka sadzone.
- Mmm... - zaciągnęłam sie zapachem i spojrzałam szatynowi przez ramię. - Ślicznie pachnie. - skomentowałam i wskoczyłam na blat, niedaleko kuchenki. Nic nie odpowiedział, tylko zachichotał i posłał mi swój piękny uśmiech. Gdy skończył, ułożył wszystko na dwa talerze i postawił je na stole. Wszystkiemu sie przyglądałam z zaciekawieniem, chociaż nie było to coś niezwykłego. Justin podszedł do mnie i złapał moje biodra, na co zachichotałam. Ujęłam jego twarz w dłonie i lekko musnęłam jego usta. Pocałunek sie pogłębiał i stawał bardziej namiętny. Czułam jego uśmiech, który odwzajemniłam. Przerwał nam dzwonek do drzwi. Chłopak burknął coś pod nosem. Byłam zdziwiona, kto mógłby teraz czegos chcieć od niego. Podszedł do drzwi i spojrzał przez wizjer.
- Kurwa. - przeklnął i zacisnął szczękę oraz pięści, a następnie otworzył drzwi.
- Pan Justin Bieber? - zapytał jeden z funkcjonariuszy policji.
- Tak, o co chodzi? - odpowiedział zaskoczony. Ja również byłam. Po co policja przychodziła do niego o dziesiątej rano?
- Musimy Pana zatrzymać. - oznajmił drugi. Justin odwrócił sie w moją strone i wymieniliśmy sie zdezorientowanymi spojrzeniami. Nikt nie wiedział, o co chodzi.

•••••••••••
Spodziewaliście sie tego? Justin i policja? Jak myślicie, o co chodzi? 

Przepraszam, że dodaje rozdział dopiero po ponad tygodniu. Nie miałam przez ostatnie 8 dni dostępu do internetu w telefonie i nie miałam możliwości dodać. Mam nadzieje, że mi wybaczycie. 

Dziękuje za ponad 7 tysięcy wyświetleń na blogu! Jesteście niesamowici! <3

Do następnego,
Shinn_x

czwartek, 22 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 12 - "Masz zamiar cały weekend spędzić nad książkami?"

Cały wolny weekend postanowiłam przeznaczyć na naukę. Gdy czekałam w ramionach Justina, aż sie obudzi, obmyśliłam już cały plan. Dziś, będę sie uczyć sama, a jutro pójde do Carly. W poniedziałek wszystko powtórzę i mam nadzieje, że napisze dobrze ten test. Szkoda tylko, że nie pójde na dzisiejszą impreze. Z drugiej strony, po wczorajszej sytuacji już tak bardzo tego nie żałuje. Jeszcze by sie powtórzyło, czego nie chce. Nagle poczułam dotyk na moich ramionach i szyji. Justin dłońmi gładził moje ramiona i ułożył głowę w moje włosy, dotykając nosem moją skórę. Miły dreszcz przeszedł przez moje ciało. Z uśmiechem na twarzy odwróciłam sie w jego strone, skupiając wzrok na jego pięknych oczach. Po chwili chwycił kilka kosmyków moich włosów i założył je za moje prawe ucho. Oblizał warge, patrząc na mnie z czułością. To było niesamowite. 
- Dzień dobry kochanie. - zamruczał Justin, gładząc mnie po włosach. 
- Dobry śpiochu. - zachichotałam, chowając twarz a jego klatkę piersiową. Chłopak również sie zaśmiał i złapał mój podbródek bym popatrzyła na niego. Była to dość niezręczna chwila, więc sama nie wiem czemu, przerwałam ją.
- Co chcesz ma śniadanie? - odparłam nieśmiało.
- Hmm jajecznicę? - posłał mi swój idealny uśmiech.
- Pewnie. - powiedziałam i wstałam z łóżka. Skierowałam sie do szafy i wzięłam kilka ciuchów, które miałam zamiar dzis założyć. Justin uważnie przyglądał sie moim czynnościom, nie wiem po co. 
- Coś nie tak? - zwróciłam sie do niego, unosząc wysoko brwi. 
- Wszystko okej. - odparł z uśmiechem. - Tylko jesteś bardzo seksowna. - dodał, gapiąc sie na mój tyłek. Typowe dla chłopaka w jego wieku. Zarumieniłam sie na jego słowa i odwróciłam głowę, by nie widział mojej twarzy. Złapalam kilka ubrań i poszłam do pokoju Chloe, zostawiając Justina samego.
- Moge Cię o coś poprosić? - wymamrotałam, siadając na jej łóżku. Była jeszcze w piżamie i robiła coś na swoim telefonie. Pewnie pisała z chłopakiem, bo szczerzyła sie do ekranu. 
- O co? - spytała, blokując sprzęt.
- W pokoju został Justin. Chce sie umyć a potem zrobię wszystkim śniadanie. Możesz go przypilnować? - wyjaśniłam. Starałam nie brzmieć jak zarozumiała matka, która boi sie żeby jej syn nie narozrabiał, ale chyba nie wyszło, bo moja siostra zaczęła sie śmiać.
- On nie ma pięciu lat, Amy. - odparła cały czas sie śmiejąc. Widać, mam w niej wsparcie.
- Boje sie, że rodzice go zobaczą. - powiedziałam i przygryzłam warge. Raczej nie chciałabym, żeby rodzice  kiedykolwiek dowiedzieli sie, że zadaje sie z Justinem, szczególnie tata. Ma do niego, jak widać, jakieś uprzedzenia. Mam nadzieje, że kiedyś dowiem sie o co chodzi.
- Nie ma ich w domu. - odparła, poprawiając sie na łóżku.
- Nie? - zdziwiłam sie. Gdzie oni mogli iść w weekend?
- Nie. Wyszli rano, powiedzieli, że wrócą jutro po południu. - odparła jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dlaczego nie jestem nigdy informowana, o takich rzeczach? 
- Mówili, gdzie idą? - chciałam sie dowiedzieć jak najwięcej. I tak nie mogłabym nigdzie wyjść, już o sobie obiecałam.
- Na jakiś bankiet biznesowy, ale gdzieś daleko, dlatego będą tam nocować. - poinformowała mnie i wróciła do swoich czynności z telefonem. Cieszyłam sie, że chociaż raz nie będę musiała ukrywać Justina. Skierowałam sie do swojego pokoju, by poinformować o wszystkim chłopaka. Gdy tam weszłam, zauważyłam, że przygląda sie uważnie moim zdjęciom, które były zawieszone nad moim biurkiem. Dotykał każde z nich. Tak jakby poznawał moją historie, za pomocą dotyku. To było niesamowite. Podeszłam do niego, wspinając sie na palcach i kładąc głowę na jego ramieniu. Po chwili odwrócił sie w moją strone i ucałował moje czoło, czule i z pasją. Posłałam mu jedynie uśmiech, bo nie wiedziałam co powiedzieć. 
- Nie ubrana? - odparł po chwili. Mam już dość tego, że ciągle przy tym chłopaku, zapominam sie przebierać. Ale miałam mu coś do powiedzenia.
- Gadałam z Chlo. - odparłam i wyrwałam sie z jego uścisku. - Rodziców nie ma, więc możesz swobodnie chodzić po domu. - dodałam z uśmiechem.
- Mogę zrobić nam zdjęcie? - Justin chwile sie zawahał i wziął do ręki swój telefon, który leżał na biurku, obok jego koszulki i kurtki. Zdziwiłam sie na jego propozycje.
- Po co? - zapytałam, trochę zdezorientowana.
- By patrzeć na ciebie, nawet, gdy nie jesteś przy mnie. - odparł z zupełną powagą.
- No dobrze, ale potem. Teraz nie jestem umalowana, uczesana.. - wyjaśniłam, machając przy tym rękami. Nie rozumiałam, dlaczego akurat dziś chce to zdjęcie.
- Ale bez makijażu i tego wszystkiego jesteś naturalna. Jesteś po prostu piękna. - próbował mnie przekonać. To było miłe co powiedział. Motylki w moim brzuchu kolejny raz oszalały. Co on ze mną robi. Zarumieniłam sie na wypowiedziane przez niego słowa. Po chwili przytaknęłam i przytuliłam sie do Justina, który zrobił nam pierwsze wspólne zdjęcie.
- Usuń! Jest brzydkie! - krzyczałam w sprzeciwie, jednak on nie chciał tego słuchać. Zamiast usunąć, ustawił je jako tapetę.
- Jest śliczne! - kłócił sie ze mną, wytykając język.
- Nie! - tupnęłam w złości jak mała dziewczynka, na co Justin zachichotał. - Nie ważne. - przewróciłam oczami i walnęłam go w ramię. Ruszyłam w kierunku łazienki, by odbyć poranną toaletę. Umyłam zęby, uczesałam sie, nałożyłam delikatny makijaż i ubrałam sie w przygotowane wcześniej ciuchy. Następnie zaniosłam piżamę do szafy, jednak kątem oka zauważyłam, że chłopaka nie ma w pokoju. Pewnie ogląda dom. Niech będzie. Skierowałam sie do kuchni, by zrobić śniadanie dla domowników. Wyjęłam patelnie, którą postawiłam na gazie, a następnie wzięłam potrzebne składniki z lodówki. Masło roztopiłam na rozgrzanym naczyniu, szynkę pokroiłam w kostkę, a następnie wrzuciłam ją na patelnie. Trochę zaczęło pryskać, więc przykręciłam ogień. Następnie rozbiłam jajka, które po chwili znajdowały sie na naczyniu. Zaczęłam mieszać wszystko drewnianą łyżką, do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Wyłączyłam gaz i zgrabnymi ruchami przeniosłam jajecznicę na trzy talerze, które wcześniej przygotowałam. Nagle poczułam parę rąk na swojej talii.
- Justin, nie przeszkadzaj mi, bo Cię oparze. - ostrzegłam go i włożyłam ostrożnie gorącą patelnie do zlewu, naprawając tam trochę wody. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko mruknął coś pod nosem. - Chociaż sie ubierz. Jeszcze Chloe Cie tak zobaczy. - ostrzegłam, sprzatając po sobie blat, gdzie rozlałam trochę jajka. Moja zdolność do gotowania. 
- Już mnie widziała. - odparł wzruszając ramionami i przystąpił do jedzenia posiłku.
- Chloe, śniadanie! - krzyknęłam głośno, wychylając sie zza kuchni. Następnie skierowałam sie do chłopaka. - Co masz na myśli?
- Gadałem z nią trochę. - wzruszył kolejny raz i wziął kolejny kęs posiłku.
- O czym? - zaciekawiłam sie tym co mówił i usiadłam na przeciwko niego, zabierając sie również za jedzenie.
- Ogólnie, chciałem ją poznać. - odparł kolejny raz i resztę posiłku zjadł w ciszy. Między czasie przyszła Chloe i wszyscy razem zjedliśmy śniadanie, które przygotowałam. 
- Było pyszne. - oznajmiła moja siostra, która jako pierwsza wszystko zjadła i zaniosła swój talerz do zlewu.
- Pozmywasz dziś. - powiedziałam wstając od stołu.
- Dlaczego ja? - oburzyła sie, przenosząc ciężar ciała na prawą strone i skrzyżowała ręce na piersi. 
- Bo ja tak mówię. - odparłam poważnie. Miałam dużo nauki i nie miałam teraz czasu na takie rzeczy. Za chwile Justin opuści mój dom, więc będę miała dużo czasu dla siebie. Chloe prychnęła pod nosem, gdy Justin również dołożył swój talerz i zajęła sie obowiązkami, które jej przyznaczyłam. Udałam sie do swojego pokoju, a chłopak za mną. Sądziłam, że to odpowiedni moment, by sie z nim pożegnać. Jednak mnie uprzedził.
- Mógłbym wziąć prysznic? - zapytał cicho, drapiąc sie po torsie, jakby wahał sie tego pytania.
- Jasne. - odparłam i wzięłam ręcznik z jednej z szafek, który podałam chłopakowi.
- Dzięki. - dodał szybko i udał sie w kierunku łazienki. Gdy usłyszałam dźwięki wody spod prysznica, postanowiłam sie zacząć uczyć. Była już prawie dwunasta i to był najwyższy czas. Usiadłam na łóżku, krzyżując nogi i wzięłam podręcznik na kolana. Próbowałam sie skupić na wyznaczonym tekście. Pochłonięta czytaniem, nie zauważyłam jak Justin wszedł do mojego pokoju. Patrzył sie na mnie, śmiejąc od ucha do ucha.
- Co? - zdziwiłam sie zachowaniem chłopaka.
- Masz zamiar cały weekend przesiedzieć nad książkami? - zapytał z rozbawieniem. Jakby tu było coś śmiesznego.
- Tak. - odparłam spokojnie i wróciłam do czytania książki. Justin podszedł do mnie i zabrał mi podręcznik, rzucając go gdzieś w kąt pokoju.
- Justin! - krzyknęłam oburzona i wstałam by podnieść zabraną mi rzecz. To co zrobił, było dla mnie zdziwieniem. Co to do cholery było? Chciał sie popisać? Po chwili wróciłam na łóżko, gdzie chłopak zdarzył sie już wygodnie rozsiąść. Woda z jego włosów kapała na moją pościel, pozostawiając mokre plamy.
- Chociaż byś sie wytarł. - zaproponowałam, wskazując ręką na jego czupryne.
- Ale tak jest bardziej seksownie. - odparł po chwili namysłu. Wywróciłam oczami i usiadłam obok chłopaka. Próbowałam sie skupić na czytanym tekście, jednak Justin mi nie pozwolił. Rozpraszał mnie swoim zachowaniem. Na początku objął mnie w pasie, kładąc moje ciało na jego. Następnie delikatnie dotykał każdego centymetra mojego ramienia swoimi opuszkami palców. Potem zaczął całować moją dłoń i przedramie, co zupełnie mnie rozproszyło. Kolejny raz poczułam motylki w brzuchu. Dotyk Justina to wszystko powodował. Zachowuje sie zupełnie inaczej niż kilka lat temu. Szczerze mówiąc, nawet nie zachowuje sie jak przyjaciel, tylko ktoś więcej. Nie chce sobie robić nadzieji, ani nic. Po za tym niedawno zerwałam ze starym chłopakiem i raczej nie jestem pewna, czy teraz chce sie angażować w coś nowego. Odsunęłam sie od Justina, by zaprzestał swoich czynności, jednak to nic nie pomogło. 
- Czego chcesz? - wywróciłam oczami, wiedząc, że szybko nie odpuści.
- Spędzić trochę z tobą czasu. - uśmiechnął sie, pokazując szereg idealnie białych zębów.
- Przykro mi, muszę sie uczyć. - powiedziałam i wróciłam wzrok na litery na papierze.
- Nie bądź taka. Wyjdźmy gdzieś. - nalegał, przyciągając mnie do siebie bliżej, a nogą kopnął podręcznik i zwalił go na podłogę. 
- Mam szlaban. - próbowałam coś wymyślić, by postawić na swoim. 
- Twoich rodziców nie ma w domu, nie muszą wiedzieć. - mruknął mi w szyje, na co przygryzłam warge, gdy tylko poczułam ciepłe powietrze na swojej skórze.
- Justin nie! - powiedziałam stanowczo, przenosząc sie do pozycji siedzącej.
- A na randkę sie zgodzisz? - zapytał z wyraźnym uśmiechem, rownież siadając a następnie objął mnie ponownie swoimi ramionami. Mnie zatkało. 
- J-jak to.. randka? - wydukałam zupełnie zaskoczona. 
- Normalnie. Ty i ja. - mruknął kolejny raz w moją skórę, na co przeszedł mnie lekki dreszcz emocji. Dawno nie byłam na randce z chłopakiem. Z Matt'em nie chodziłam raczej na randki. Spotykaliśmy sie w szkole, chodziliśmy jako para na imprezy, czasem przychodziliśmy do swoich domów, ale nigdy randka we dwoje. Tego mi chyba w nim brakowało. - To jak? - przerwał moje myślenie Justin, który czekał na odpowiedź ode mnie. Co miałam mu powiedzieć? Z chęcią poszlabym na randkę z nim, ale muszę sie uczyć. Dobra ocena nie wyniknie z imprezowania czy umawiania sie z chłopakiem. Ostatnio nawet sama siebie nie poznaje. Wole szkole od imprez? To nie byłam ja. 
- Okej. - odparłam z szerokim uśmiechem. - Ale najpierw dasz mi sie poczuć. - postawiłam mu warunek. To było konieczne.
- Okej, ale poucze sie z tobą. - powiedział dość rozbawiony. Jak miałam sie z nim uczyć, jak mnie tak rozprasza?
- To niewykonalne. - wzruszyłam ramionami i podniosłam z podłogi książkę. 
- Rozumiem. Tak na ciebie działam, że nie możesz sie skupić na niczym. - odparł stanowczo, a po chwili przygryzł warge, patrząc na moje ciało. Zarumieniłam sie i wywróciłam oczami na jego obserwacje. 
- Nie ważne. - westchnęłam i zabrałam sie za dalszą naukę. Jeżeli w ogóle można to w ten sposób nazwać. Justin co chwile łaskotał mnie, albo mówił jakieś bzdury, które mnie rozśmieszyły z niewiadomego powodu. Próbowałam go wywalić z mojego pokoju, lecz nie dało rady. W skrócie, wiedziałam, że dziś sie niczego nie nauczę. Po jakiejś godzinie wreszcie sie uspokoił. Zajął sie czymś w telefonie, prawdopodobnie z kimś sms-ował, bo co chwile słychać było dźwięk przychodzących wiadomości. Skorzystałam z chwili spokoju i wczytałam sie w treść. Skupiona, powtarzałam kilka razy zdania w głowie, by je lepiej zapamiętać. W taki sposób zawsze sie uczyłam i przynosiło to jakieś efekty. Po chwili Justin przerwał swoje milczenie i wyrwał mi książkę z ręki, na co pisnęłam. To było jak wyrwanie sie z innego świata.
- Pokaż, co ty sie tam uczysz. - westchnął chłopak, czytając treść materiału. Skrzyżowałam ręce na piersi i wywróciłam na niego oczami. - Wymiana gazowa? - zdziwił sie.
- Tak, to coś, co robisz przez całe życie. - zakpiłam i oparłam sie na jego ramieniu, by mieć jakiś dostęp do książki. 
- Nie rób ze mnie głupka Amy. - odparł po chwili. Zdziwiłam sie, że czytał to, co ja miałam sie uczyć. Myślałam, że go to nie obchodzi.
- Nie ważne. Mogę się dalej uczyć? - zapytałam, robiąc wzory palcem na jego dłoni. Popatrzył w tamtą strone, a uśmiech wdarł sie na jego usta. Oddał mi książkę i wstał z łóżka. Skierował sie w strone mojej szafy. Patrzyłam na niego uważnie, zastanawiając sie, co chce zrobić. Przeglądał moje ubrania. Po chwili wybrał granatową spódnicę oraz srebrny top.
- Co masz zamiar z tym zrobić? - zapytałam podchodząc do niego. Jak na chłopaka, ma dobry gust. 
- Ubierzesz to. - oznajmił i uśmiechnął sie w moją strone.
- A gdzie idziemy? - nie dawałam za wygraną. Jeżeli miałam gdzieś iść, musiałam wiedzieć gdzie. 
- Impreza? 
- Oo nie. - zaprotestowałam. - Nie chce ryzykować, po tym, co sie wczoraj wydarzyło. - wyjaśniłam. Nie miałam zamiaru iść na impreze. Jeszcze ktoś by mnie napadł. Po za tym, moja siostra jest sama w domu, który jest obserwowany przez niewiadomo kogo. Te myśli były okropne.
- Obiecuje, że będziesz sie świetnie bawić. - próbował mnie przekonać. Odłożył ubrania na bok i podszedł do mnie, oplatając swoje dłonie wokół mnie. Patrzył na mnie wyczekująco. Miał piękne brązowe oczy, pełne malinowe usta, które pewnie idealnie współgrały by z moimi. O czym ja myśle? Chociaż on mówił, że to randka, więc nie chce go zawieść. Z chęcią spędziłabym z nim trochę czasu. Tak, wiem, jestem z nim już od wczorajszego wieczoru, ale to nie to samo. Postanowiłam sie trochę rozerwać. Wiem, że cokolwiek by sie nie działo, Justin mnie obroni. Jestem tego pewna. 
- Okej, pójdę. - powiedziałam i przygryzłam warge. Tak na prawdę, nie moge sie doczekać dzisiejszej imprezy. 
- Ubieraj sie, będę czekał na dole. - odparł i ucałował mój policzek. Trochę mnie to zaskoczyło, bo była dopiero godzina szesnasta.
- A-ale że teraz? Nie jest za wcześnie? - dopytywałam, gdy Justin miał zamiar już wyjść.
- Tak, pojedziemy jeszcze do mnie. - odparł i posłał mi lekki usśmiech, który odwzajemniłam. Przytaknęłam głową i zaczęłam przebierać sie w wybrane przez chłopaka ubrania. Poprawiłam jeszcze swój makijaż oraz fryzurę i wyszłam przed dom, wcześniej informując Chloe o moich planach na wieczór. Wsiadłam do samochodu chłopaka na miejsce pasażera. Przez całą drogę nie odzywaliśmy sie do siebie. To była krępująca cisza. Nienawidziłam takich. Nie wiem co sie stało. Jeszcze chwile temu było miło i przyjemnie, a teraz zupełnie inaczej. Nie rozumiałam tego. Dojechaliśmy do jego mieszkania. Justin zachował sie jak dżentelmen i trzymał każde drzwi, jakie stały na mojej drodze. Podobała mi sie ta strona Justina. Był opiekuńczy i uroczy. Oczywiście była też inna strona. Pełna gniewu i złości. Tej nienawidziłam, ale jak już wcześniej mówiłam - intrygowało mnie to. On jest inny niż reszta chłopaków, których znałam. Oczywiście podobało mi sie to. Weszliśmy do jego mieszania. Było czysto i schudnie. To mnie trochę zdziwiło, bo stereotypy mówią, że mężczyźni nie utrzymują w domu porządku. Widocznie to nie dotyczy Justina. Kolejna rzecz, która mnie w nim zaskakuje. A może nie powinna? Nie ważne. 
- Gdzie idziesz? - zapytałam, gdy zauważyłam jak chłopak kieruje sie do swojego pokoju.
- Przebiore sie. Nie moge od Ciebie odstawać. - oznajmił z uśmiechem. Poszedł do swojej sypialni, a ja za nim. Patrzył na mnie kątem oka. - Jesteś tu, by patrzeć na moje ciało? - zapytał po chwili, ściągając swoją kurtkę, którą powiesił w szafie.
- Oczywiście. - westchnęłam i wywróciłam oczami po raz setny już tego dnia. Jak na złość, chłopak zdjął koszulkę, ukazując znowu swój tors. Udawałam, że nie robi to na mnie wrażenia, chociaż tak nie było. Podeszłam do jego szafy, wybierając kilka ciuchów tak, jak on mi. Wręczyłam ubrania chłopakowi, który po chwili skinął głową. Zrobiłam to, co on wcześniej. Po chwili przebrał sie w czarne spodnie, biało- czarny podkoszulek oraz koszule dżinsową. Na nogi założył jedne ze swoich butów marki nike. Chyba je lubił, bo miał ich dużo. Zachichotałam na jego widok. Byłam dumna z przygotowanego przez siebie stroju. Obrócił sie kilka razy, ukazując siebie w pełni. Wyglądał... seksownie. Tak, to odpowiednie słowo. Na nos założył jeszcze ciemne okulary. Nie wiem, po co mu były potrzebne. Była jesień, w dodatku był prawie wieczór. Było po osiemnastej. 
- Jesteś gotowa na randkę? - zapytał, podając mi swoją dłoń, którą chętnie chwyciłam. 
- Pewnie. - odparłam po chwili, złączając po raz pierwszy nasze palce razem. Czy już mówiłam, że przy jego dotyku, motylki w moim brzuchu szaleją? Tym razem też tak było. 

••••••••••
I jest 12! Jak sie podoba? Wiem, że trochę nudny, ale następny będzie ciekawszy, obiecuje :)

Postanowiłam rozdziały dodawać co 3 śni, jednak nwm czy to będzie możliwe w przyszłym tygodniu, gdyż jade do drugiej babci a tam wifi jest tylko w mieście, w dodatku kuzyn przyjeżdża. Będzie trudno, ale postaram sie :)

Dziękuje ja prawie 6.000 wyświetleń! To niewiarygodne. Kocham was <3

Zdarzyło sie, że jeden nick osoby, którą miałam informować o niwych rozdziałach, gdzieś mi sie zaplątał i nie informowałam tej osoby. :(( Czy jest więcej takich osób? Czyje sie w takiej sytuacji źle, więc prosze sie upomnieć.

I jeszcze jedna mała sprawa. Ostatnio spada liczba komentarzy. Czy to znaczy, że mniej osób czyta? :c

Kocham,
Shinn_x