Byłam zaniepokojona całą tą sytuacją. Sposób, w jaki Justin zareagował, gdy zobaczył tego kolesia, zaskoczył mnie. Zdenerwowanie było widoczne na jego twarzy. Szczęka mu drżała, miał zaciśnięte zęby, a dłonie układały sie w pięści. Chodzili oboje w kółko. Nieznajomy nie czuł gniewu. Był wesoły, co drażniło chłopaka jeszcze bardziej.
- Nie wiem co ty tu robisz, ale nie pozwolę ci dotchnąć dziewczyny! - splunął Justin zatrzymując sie w stabilnej pozycji. Co on miał na myśli? Nie znałam tego faceta, więc dlaczego miałby coś do mnie?
- Oczywiście. - odparł z ironią. - Będziesz bronił swoich bliskich, ale nigdy nie uciekniesz przed karmą. - odparł przybliżając sie do niego. Karma? Jaka karma? W co on sie wpakował?
- Może i nie, ale napewno nie będę takim dupkiem jak ty! - splunął kolejny raz. - Szkoda tylko, że pomyliłeś sie w większości rzeczy! - zmrużył oczy jeszcze bardziej, koncentrując sie wyłącznie na mężczyźnie.
- Nie sądzę. - odparł ze spokojem. Nie wiem kim jest, ale wiem, że nie chce mieć z nim doczynienia.
- Słuchaj Santorio. To moje miasto i wole, żeby cie tu nie było! - krzyknął na cały głos, ktory odbił sie echem od ścian dusznego pomieszczenia. Dopiero teraz zorientowałam sie, że muzyka została wyłączona, a całe towarzystwo stało wokół tych dwojga. Santorio roześmiał sie jedynie, podchodząc do baru i wziął szklankę kolorowego alkoholu. Wypił całą jego zawartość, po czym odłożył na miejsce i skierował sie do Justina.
- Nie będzie mi rozkazywał jakiś pieprzony dzieciak! - splunął mu w twarz i odwrócił sie w moim kierunku. Strach sparaliżował moje ciało. Czego on mógł ode mnie chcieć? Nawet go nie znałam. Możliwe, że był w starej piekarni, jednak nie byłam pewna. Nie zwracałam zbytnio uwagi na ludzi, którzy tam siedzieli. Jednak zanim zdąrzył zrobić trzy kroki, coś, a raczej ktoś, powalił go na ziemie. Sprytnymi ruchami Justin atakował przeciwnika, który był zupełnie zaskoczony tym, co "pieprzony dzieciak" robił. Byłam zdumiona umiejętnościami chłopaka. Z jednej strony mi to imponowało, z drugiej było to coś złego. Właśnie sobie uświadomiłam, że nie jest on najgrzeczniejszym chłopcem w mieście. Musiał mieć powody, by tak sie zachować. Wiedział, że typ jest niebezpieczny. Jego życie zaczęło mnie jednocześnie przerażać oraz intrygować. Chciałam wiedzieć o nim więcej. Naprawdę na mnie działał. Słodki i uroczy czy pełny gniewu i niepokoju - był idealny. Chwila. Stop. Mam chłopaka. Muszę odciągnąć od siebie te myśli. To nie w porządku wobec Matt'a. Justin i Santorio kontynuowali walkę. Wszyscy kibicowali szatynowi. Wydaje mi sie, że był tu dość znany. Nie powinno mnie to dziwić.
- Dawaj Justin! Dołóż mu! Mocniej! - dopingowali, gwiazdali i tylko nakręcali go bardziej. Osobiście wolałabym, żeby przestał, nawet, gdy robił to w mojej obronie. Mężczyzna zaczął krwawić z nosa. Dostrzegłam u niego posiniaczone policzki. Nie mógł sie bronić, gdyż złość Justina była niepochamowana i nawet nie miałby szans. Chłopak miał jedynie zakrwawione ręce oraz zadrapane policzki. Ostatecznym ruchem znokałtował przeciwnika, wywalając go za drzwi budynku. Wszyscy wiwatowali i gratulowali mu wygranej walki. Ja jednak zostałam w kącie. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co sie stało. Gdy tłumy rozeszły sie, podeszłam do niego. Siedział przed barem, wchłaniając kolejne porcje alkoholu. Był wyraźnie zestresowany.
- Justin, jeżeli chcesz to możemy iść do domu. - położyłam mu rękę na ramieniu. Wzruszył ramionami, patrząc na szklankę z napojem. Usiadłam koło niego. Popatrzył na mnie bez emocji i wypił kolejną porcje. - Nie powinieneś tyle pić. - oznajmiłam cicho. Wypił już dużo i wydawało sie, że nie miał zamieru kończyć.
- Będę robił to, co mi sie kurwa podoba! - splunął i odszedł w głąb parkietu z napojem. Zrobiło mi sie smutno. Próbuje go wesprzeć a on mi sie tak odwdzięcza? Postanowiłam zignorować jego zachowanie i ruszyłam w tłum tańczących ludzi. Podeszłam do przypadkowego chłopaka. Był chyba w moim wieku.
- Hej, zatańczysz? - zachęcałam kuszącym głosem. Przytaknął patrząc na moje ciało i porwał mnie w rytm muzyki. Tańczyliśmy tak chwile, puki nie dostrzegłam Justina, całującego sie z inną laską. Gniew przeszedł moje ciało. Stałam tam chwile, do chwili, aż chłopak z którym tańczyłam, nie szturchnął mnie w ramię.
- Amy, wszystko okey? - zapytał i popatrzył w tamtym kierunku. - to twój chłopak? Nie zasługuje na ciebie. - odparł, a ja popatrzyłam na niego kpiącym spojrzeniem.
- To nie jest mój chłopak tylko znajomy. - odparłam i skierowałam sie do baru. Zamówiłam kolejnego drinka. Teraz alkohol już nie miał dla mnie znaczenia. Upiłam łyk, po czym poczułam parę silnych rąk na mojej talii. Wzdrygłam sie czując czyjś dotyk na mojej skórze. Odwróciłam sie i zobaczyłam pijanego Justina. Parsknęłam śmiechem na widok, jak ledwo trzyma sie na nogach.
- Powinniśmy iść do domu. - zaproponowałam, chociaż byłam na niego zła za ten wieczór. Przyszedł tu ze mną, a obciskiwał sie z jakąś dziwką. Chociaż nie byliśmy parą, ledwo znajomymi, czułam dziwne uczucie ... zazdrości.
- Tylko jeżeli pójdziesz ze mną Am. - mruknął w moją szyje. To było przyjemne, nawet bardzo.
- Serio, jesteś pijany. - odparłam wstając od baru. Odruchowo złapałam go za rękę i wyprowadziłam z budynku. - To gdzie mieszkasz? - przypomniałam sobie, że nie znam jego adresu, a do mnie iść nie możemy. Chwile sie zastanowił.
- Na Champion Street. - powiedział niepewnie, na co machnęłam tylko ręką. Będę musiała sobie jakoś poradzić. Grzebałam w głąb mojej pamięci. Może jak byliśmy mali, byłam u niego w domu? Tak! Pamiętam! Była to stara kamienica na przeciwko boiska do koszykówki, a niedaleko był park, gdzie zwykle sie spotykaliśmy. Dobrze znałam tam drogę, więc ruszliśmy w tamtym kierunku. Bolały mnie nogi od wysokich szpilek więc zaczęłam kuśtykać i jęczeć przy okazji.
- Coś nie tak? - zapytał patrząc na moje nogi.
- J-jest okej. - wymamrotałam. Cicho sie zaśmiał i stanął przede mną, kucając nisko.
- Wskakuj. - odparł patrząc przed siebie.
- Jesteś pijany, nie wejdę ci na plecy. Spadne! - zachichotałam wyrzucając ręce w powietrze.
- Przestań narzekać i właź. - bełkotał śmiejąc sie. Zdjęłam szpilki i wdrapałam sie na niego. Podniósł sie i dalej szliśmy śmiejąc sie i żartując jak za dawnych lat. Po 15 minutach wesołego spaceru doszliśmy do jego mieszkania. Zeskoczyłam na zimną kafelkową podłogę w klatce i oboje ruszyliśmy schodami na trzecie piętro. Wyjął klucze z kieszeni kurtki i z trudem otworzył drzwi. Cały czas chichotałam. To przez ten alkohol. Weszliśmy do jego mieszkania. Od razu w oczy rzuciła mi sie przestronna nowoczesna kuchnia połączona z salonem. Na jednej ze ścian wisiał telewizor, a na przeciwko niego stała duża, czarna sofa. W pomieszczeniu było jeszcze kilka szaf i szafeczek, na których stały zdjęcia Justina i prawdopodobnie jego rodziny. Korytarz prowadził do kilku sypialni oraz łazienki. Całe mieszkanie wydawało sie dobrze zadbane i przytulne.
- Mieszkasz tu z rodziną? - zapytałam, nie wiedząc co powiedzieć. Chłopak spuścił wzrok na drewnianą podłogę.
- Od jakiegoś czasu nie. - wydukał. Żałowałam, że sie o to zapytałam. - Nie chcieli mieszkać z kimś takim jak ja, więc wyprowadzili sie do drugiej części miasta. - zacisnął pięści. Po chwili jednak je rozluźnił i podszedł bliżej mnie. - Mamy całe mieszkanie dla siebie. - chytry uśmieszek wdarł sie na jego usta. Uniosłam brwi w irytacji.
- Nie licz na nic. - powiedziałam pewnie. - Przyszłam tu, bo nie moge wrócić do siebie, a gdzieś spać muszę. - wzruszyłam ramionami. Dostrzegłam jednak, że chodzi mu coś po głowie. Nie chciałam żeby sobie coś pomyślał. - I śpię na kanapie, żeby ci coś do głowy nie strzeliło! - dorzuciłam szybko.
- Za późno. - zachichotał, a ja lekko sie zarumieniłam. Sama nie wiem czemu. Miałam wyrzuty sumienia, że w ogóle zgodziłam sie na tą imprezę. Mam chłopaka, a teraz będę spać u innego w domu. Jednak nie było już odwrotu.
- Idź lepiej spać. Dobrze ci to zrobi. - powiedziałam kierując sie do lodówki. Nie jadłam nic od obiadu w domu. Zerknęłam na zegar zawieszony nad kalendarzem obok okna. 3:16.
- Justin, chcesz coś do jedzenia? - zawołałam głośno, by mógł mnie usłyszeć ze swojego pokoju.
- Kochanie, nie musisz krzyczeć tak głośno. Jestem tuż obok. - poczułam jego oddech na swojej skórze. Wzdrygłam sie. Chłopak jest pijany i sie nie kontroluje. Nie wiem, do czego mógłby sie jeszcze posunąć, więc odsunęłam sie szybko od niego.
- Nie powinieneś tego robić. Nie myślisz trzeźwo. - oznajmiłam.
- Oh Amy, i tak oboje wiemy, że go nie kochasz. Zdradził cie z Alejandrą. - odpowiedział spokojnie, obejmując mnie kolejny raz w talii. Szczerze mówiąc, dobrze mi było w jego ramionach. Uniosłam ręce, by go odsunąć jednak tego nie zrobiłam.
- To jeszcze nie jest pewne, to tylko plotki! - broniłam go, chociaż sama w to nie wierzyłam. Po tych dwojga można było sie tego spodziewać.
- Ale jestem pewny, że nadal coś do mnie czujesz. - szepnął mi w szyje, przybliżając nasze ciała.
- Nadal? - uniosłam brwi ze zdziwienia. Myślałam, że nie wiedział o tym, że darzyłam go sympatią kilka lat temu.
- Tak. Jak miałaś 14 lat ... - zatrzymał sie na chwile i popatrzył prosto w oczy. - ...uganiałaś sie za mną. - uśmiech wkradł sie na jego usta.
- A teraz mam prawie 18 i już mi minęło. - odparłam chłodno, okłamując samą siebie. Odepchnęłam lekko chłopaka i usiadłam na kanapę.
- A to, jak trzymałaś mnie za rękę? Jak zgodziłaś sie iść na imprezę ze mną, a nie z najlepszą przyjaciółką? Nie kłam, że cie to nie obchodzi! - spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Wiedziałam, że był pijany, więc gada od rzeczy, a jutro o tym zapomni. Tak, coś mnie do niego ciągnęło, lecz miałam chłopaka, którego kochałam. Ciekawiło mnie, dlaczego on tak nalega. Może mu też na mnie zależy? Wątpię. Całował sie z przypadkową dziewczyną.
- Dobranoc Justin. - jedynie to mogłam mu w tej chwili powiedzieć. Zrezygnowany ruszył w kierunku swojego pokoju. Był smutny i zły. Byłam chyba dla niego zbyt oschła. Przejdzie mu rano. Wychyliłam głowe zza ściany, sprawdzając czy chłopak mnie nie podgląda. Zapomniałam torby z samochodu, który został pod klubem, gdzie znajdowała sie moja piżama, telefon, portfel i ubrania na następny dzień. Zdjęłam z siebie niewygodną sukienkę i rozejrzałam za kocem. Jednak żadnego nie znalazłam. Czułam sie skrępowana. Leżałam w samej bieliźnie w domu pijanego Justina. Po prostu świetnie. Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam w głęboki sen.
Następnego dnia obudziły mnie promienie słoneczne, wdzierające sie przez duże okno w salonie. Byłam przykryta kocem, co oznaczało, że Justin widział mnie w samej bieliźnie. Poczułam lekkie skrępowanie. Wstałam z dość wygodnej sofy i ubrałam sukienkę, która była zawieszona na krześle. Próbowałam zasunąć zapięcie z tyłu, jednak nie dosięgałam do niego. Po chwili poczułam pare rąk na moich plecach.
- Pomogę. - usłyszałam za sobą.
- Dziękuje. - odparłam nieśmiało i podeszłam do lodówki. Chłopak położył swoje dłonie na mojej talii, na co szybko odsunęłam sie od niego. Zrobił zaskoczoną minę.
- Coś nie tak? - zapytał przyglądając mi sie uważnie.
- Wszystko okej. - skłamałam.
- Przecież wiedzę, że coś sie stało. - skrzyżował ręce na piersi. - Co sie wczoraj takiego wydarzyło?
- Oj dużo. - zachichotałam.
- Nic nie pamiętam. Musiałem dużo wypić. - potrząsnął głową. Pewnie sam nie mógł uwierzyć, że upił sie do tego stopnia.
- Dużo? Wypiłeś chyba pół baru. - zażartowałam wyrzucając ręce w powietrze.
- Opowiedz mi, co sie działo. - złapał mnie za rękę i poprowadził na sofe. Poszłam za nim, jednak zabrałam swoją dłoń, na co spojrzał na mnie niepewnie.
- Więc byliśmy na imprezie .. - zaczęłam.
- No co ty nie powiesz. - wywrócił oczami.
- Jeżeli chcesz sie dowiedzieć, co robiłeś, bądź cicho i mi nie przerywaj. - rzuciłam srogo. Podniósł ręce w obronie i zamknął usta, bym mogła teraz mówić. - .. tańczyliśmy, wypiliśmy trochę alkoholu, gadaliśmy i potem przyszedł jakiś facet o nazwisku Santorio... - przerwałam by popatrzeć na jego reakcje. Był skupiony na tym co mówię, jednak w jego oczach była iskra złości. - .. zaczęliście sie wyzywać, on z ciebie kpił, a potem podszedł do mnie i-
- Dotknął cie? - zapytał zaciskając zęby.
- Nie zdąrzył bo rzuciłeś sie na niego z pięściami i doszło do bójki, którą wygrałeś. - dodałam szybko, by przestał sie niepokoić. - Potem byłeś bardzo zdenerwowany i wypiłeś dużo alkoholu. Próbowałam cie powstrzymać ale tylko wydarłeś sie na mnie i odeszłeś w głąb parkietu. - dokończyłam.
- I za to traktujesz mnie z dystansem? Przepraszam. - szepnął chwytając moją dłoń, którą natychmiast wyrwałam. - Coś jeszcze sie stało, prawda? - zmrużył oczy. - Opowiedz mi wszystko. Westchnęłam, zastanawiając sie czy powiedzieć mu o tej dziewczynie.
- Poszłam za tobą ale nigdzie cie nie znalazłam, więc zaczęłam tańczyć z przypadkowym chłopakiem, kiedy zauważyłam, że całujesz sie z jakąś dziewczyną. Potem poszłam do baru napić sie czegoś i przyszedłeś do mnie, a potem przyszliśmy tu, do twojego domu. - kolejny raz westchnęłam. Bałam mu sie powiedzieć o tym, co zaszło potem.
- To wszystko? Jesteś zazdrosna, dlatego mnie tak traktujesz? - uśmiechnął sie z satysfakcją.
- Nie.
- Więc jest coś jeszcze? - zdziwił sie.
- Byłeś trochę nachalny. - odparłam po chwili.
- To znaczy? Zrobiłem ci coś? - zapytał niespokojnie. Widziałam niepewność na jego twarzy.
- Nie. Tylko całowałeś mnie po szyji i obciskiwałeś i bełkotałeś coś pod nosem. - zarumieniłam sie na wspomnienie tego. Justin również sie uśmiechnął.
- Podobało ci sie? - oblizał usta. Przygryzłam warge, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Tak podobało mi sie, komu by nie.
- Nie wiem.
- Na pewno tak. - mrugnął do mnie a ja kolejny raz sie zarumieniłam. Robił to, co w nocy, jednak w inny sposób. Nie chciałam mu jednak mówić szczegółow naszej rozmowy. Podniosłam swój tyłek i ruszyłam kolejny raz w kierunku lodówki.
- Co chcesz na śniadanie? - zapytałam patrząc na chłopaka.
- Zjadłbym jajka sadzone. - odparł po chwili namysłu. Wyjęłam 4 jajka, masło oraz szynkę i przygotowałam nam śniadanie. Zjedliśmy je w ciszy, a potem posprzątaliśmy po posiłku. Zerknęłam na zegarek. 10:32.
- Justin muszę wracać. Jest już późno. - odparłam wycierając ręce i po chwili założyłam swoje szpilki. - Ruszaj sie. Musimy iść do klubu po twój samochód. Zostawiłam tam torbę. - powiedziałam do chłopaka który chichotał patrząc na mnie. - Co? - wyprostowałam sie skupiającej wzrok na nim.
- Twoja sukienka. - wskazał ręką nadal sie śmiejąc.
- Co z nią nie tak? - zdziwiłam sie patrząc na siebie z przodu.
- Masz dziurę. - podszedł do mnie i złapał mnie za tyłek. Zorientowałam sie gdzie mam tą pieprzoną dziurę. Wymarzone miejsce. Zrobiłam sie czerwona jak burak i odwróciłam sie do niego tyłem.
- To tam nie patrz! - posłałam mu złowrogie spojrzenie i zakryłam dłonią miejsce, gdzie moja sukienka była rozdarta.
- Nie moge sie oprzeć. - mruknął pod nosem cicho, lecz to usłyszałam.
- Co? - zdziwiłam sie.
- Nie nic. Idź.- wskazał ręką drzwi. Wyszłam na klatkę i stanęłam przy ścianie, czekając na niego. - Co?
- Idź pierwszy. Nie będziesz sie patrzył na mój tyłek. - odparłam stanowczo, jednak to go tylko rozśmieszyło. Typowe. Bez zbędnych zdań, ruszył pierwszy. Zapomniałam jednak o jedym małym szczególe. Miałam iść przez miasto z dziurą na tyłku. Stanęłam w drzwiach wyjściowych kamienicy.
- Emm Justin? - skinęłam nieśmiało.
- Tak? - odwrócił sie w moją stronę.
- Nie będę tak szła. - zaprotestowałam. Roześmiał sie na samą myśl i podszedł do mnie, łapiąc za plecy i przesunął mnie przed siebie. - Co ty robisz? - zdziwiłam sie. Miał jakiś plan?
- Będziesz iść przede mną. Będę ochraniał swoim ciałem twój tyłek. - uśmiechnął sie figlarnie, na co przewróciłam tylko oczami i ruszyliśmy w stronę klubu.
- Wtedy to ty będziesz go widział. - zdałam sobie z tego sprawę, ale wolałam, żeby to był on niż jakiś napalony pedofil.
- Tak i jest bardzo seksowny. - odparł patrząc sie w tamtą stronę.
- Justin! - zmrużyłam oczy i szturchnęłam go w brzuch.
- Za co to? - zachichotał łapiąc sie w miejscu bólu. Tak naprawdę to uderzyłam go lekko i wydaje mi sie, że tylko udawał.
- Za to, co robisz.
- Okej, więc przestanę.- zrobił smutną minę.
- Jaką mam gwarancje? - spojrzałam na niego kątem oka. Nic nie odpowiedział, jednak przesunął sie bliżej mnie. Nasze ciała prawie sie dotykały.
- Teraz nie mam jak sie patrzeć. - uśmiechnął sie i objął mnie w talii. Tym razem mi to nie przeszkadzało. Po dziesięcio-minutowym spacerze doszliśmy do klubu. Zauważyliśmy jego samochód. Był zniszczony. Podszedł bliżej, obserwując go z każdej strony. Tylna szyba została wybita, drzwi z obu stron porysowane, a na masce samochodu widniał napis "Jeszcze z tobą nie skończyłem. Miej oko na dziewczynę." czerwonym sprejem. Jeżeli wczoraj Justin był zły, dziś był wściekły. Rozejrzał sie po okolicy, po czym podbiegł do mnie, szybko wciągając mnie do samochodu. Usiadł na miejscu kierowcy i odpalił silnik. Ruszył w kierunku swojego domu.
- To nie powinno sie wydarzyć. - powtarzał co jakiś czas w niepokoju i gniewie.
- Co to do cholery jest?! - krzyknęłam odwracając sie w stronę Justina, wymachując rękami we wszystkie strony.
- Nie powinno cie to obchodzić. - rzucił surowo, koncertując sie na drodze.
- Jakiś bandyta w pewnym sensie mi grozi, a ja mam sie tym nie przejmować?! - walnęłam ze złości w swoje uda, po czym poczułam przeszywający moje ciało ból.
- Dopuki jesteś ze mną, jesteś bezpieczna. - odparł.
- O co ci chodzi? - uniosłam brwi ze zdziwienia. On jest bardzo tajemniczy i nie sądzę, że zawsze mówi mi prawdę.
- Santorio to pieprzony dupek. Zrobi wszystko, by ludzie, na których mi zależy, odeszli ode mnie. Chce, żebym poczuł tą pieprzoną samotność, tak jak on! - wyjaśnił drżącym głosem.
- Zależy ci na mnie? - wybełkotałam z trudem, przygryzając warge.
- Nie mówimy o tym teraz. - oznajmił zaciskając ręce na kierownicy mocniej. Skinęłam głową by go nie prowokować. Był bardzo zdenerwowany. Resztę drogi myślałam o tym, co powiedział: "Zrobi wszystko, by ludzie, na których mi zależy, odeszli ode mnie". Czuje coś do mnie? Po niespełna kilku dniach? W sumie to kilka lat, bez kontaktu, ale jednak. Nie wiem, czy to było możliwe u niego, ale u mnie działa. Uczucia, którymi darzyłam Justina sprzed prawie czterech lat, powróciły. Oparłam głowę o zagłówek i spojrzałam przez okno, patrząc na mijające ulice jednej z części Stanford.
- O czym myślisz? - głos chłopaka wyrwał mnie z rozmyśleń.
- O niczym. - skłamałam.
- Jesteśmy pod moim domem. - zatrzymał samochód i wyłączył silnik. - Weź to i przebierzesz sie w czyste ubrania. - podał mi torbę, która leżała na tylnym siedzeniu. - Będę czekał na dole. Odwiozę cie do domu. - uśmiechnął sie lekko, a ja skinęłam głową na potwierdzenie jego słów. Dał mi kluczyki od mieszkania i wyszłam z samochodu kierując sie w tamtą stronę. Ostrożnie przekręciłam kluczyk w drzwiach wejściowych kamiennicy i weszłam po schodach na piętro, na którym mieszkał. Podniosłam głowę, by włożyć kluczyk do dziurki, jednak to co tam zobaczyłam, przeraziło mnie. Upuściłam torbę i zakryłam dłonią usta. Na drzwiach mieszkania, ktoś czerwonym sprejem napisał "Ze mną sie nie zadziera". Złapałam torbę i najszybciej jak mogłam zbiegłam po schodach. Justin stał przy swoim samochodzie, oparty o maskę. Gdy zobaczył mnie wybiegającą z budynku, odsunął sie, a ja wpadłam mu w ramiona.
- Co sie stało Amy? - patrzył na mnie zdziwnionym wzrokiem.
- On tam był! - wykrzyczałam w jego klatkę piersiową. Przyciągnął mnie do siebie i uciszał. Byłam sparaliżowana. Pierwszy raz, moje życie było zagrożone.
- Spokojnie Amy. Kto gdzie był? - starał kontrolować swoją złość.
- Santorio. Był w kamiennicy. Masz zdemolowane drzwi. - odsunęłam sie od niego. Pociągnął mnie za sobą, trzymając bezpiecznie obok siebie. Weszliśmy po schodach, kierując sie do jego mieszkania.
- Kurwa. - zaklnął, gdy zobaczył swoje drzwi. Pocierał w zdenerwowaniu włosy, a następnie walnął w ścianę obok. Gniew ogarnął jego ciało. Wyrwał mi z rąk klucze i otworzył mieszkanie. Na szczęście w środku było tak jak poprzednio. Nikt nie włamał sie ani nic. Jedynie na podłodze przy drzwiach leżała kartka od nadawcy.
"Jestem wszędzie"
Wiedziałam, że to piekło dopiero sie zaczyna.
•••••••••••
I jak wrażenia? Emocjonujący rozdział, prawda? Ciekawe, do czego posunie sie Santorio. Lubicie takiego zadziornego Justina? Wprowadzilam trochę #Jmy moments *u*
Złapałam jakieś wifi, więc dodaje dla was rozdział.
To jest prawdopodobnie najgorszy dotychczas rozdział pod względem mojej pisowni, języka. Pewnie ciężko sie czyta, za co przepraszam, ale pisałam to urywkami. Za to z treści jestem zadowolona. Mam nadzieje, że ogólnie sie podoba :)
Postać Santorio, do zakładki "Bohaterzy" dodam, gdy będę w domu.
Do następnego rozdziału, który nie wiem kiedy będzie, z przyczyn wiadomych.
Dziękuje, że ze mną jesteście <3
Udanych wakacji życzę xx
Shinn_x
Super rozdział! :D
OdpowiedzUsuńRównież życzę wspaniałych wakacji ;)
_________
pomaranczowy-zapach-marzen.blog.pl
Aaaaa genialny rozdział!! Uwielbiam te #Jmy moments :D z tą dziurą na tyłku najlepsze haha :p Nie wiem jak reszta, ale ja nie miałam problemu z czytaniem :D no i czekam z niecierpliwością na następny ♥
OdpowiedzUsuńAaaaa genialny rozdział!! Uwielbiam te #Jmy moments :D z tą dziurą na tyłku najlepsze haha :p Nie wiem jak reszta, ale ja nie miałam problemu z czytaniem :D no i czekam z niecierpliwością na następny ♥
OdpowiedzUsuńCzytałam z nadzieją że się nie skończy haha xd Jmy moments "uuuuu" xd @ohbieberah
OdpowiedzUsuńmessyfanfiction.blogspot.com
to sie porobiło, wow :o
OdpowiedzUsuńzależy jej na nim, i na odwrót to urocze :3
czekam na nn x
Bojuuuu jaki boskkii <3
OdpowiedzUsuńFajnie, lubię takie rozdziały i opowiadania jak Justin kogoś broni :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na kolejny xd
OdpowiedzUsuńTo jest świetne! OMG! Ja chcę kolejną część! @Lady_Miii
OdpowiedzUsuńkurwa zajebisty. ale akcja. po prostu brak słów. ej no niech oni będą razem. fajna para z nich była. wręcz idealna.
OdpowiedzUsuńczekam na next
buźka! ;*
myofficial.
ten rozdział jest cudowny :*
OdpowiedzUsuńżyczę weny i miłych wakacji:)
@bananowa
Myślę, że ten Santorio mógłby nawet zgwałcić Amy przez co wyszło by wiele konfliktów, bo ona np. nie powiedziałaby tego od razy Justinowi ;p Czekam z niecierpliwością na następne!!! Piszesz niesamowite rozdziały!!! <3 / @Zaniloliry_wife
OdpowiedzUsuńGwałty i porwania są prawie we wszystkich opowiadaniach. Nie chce żeby moje opowiadanie było kolejną kopią Dangera czy czegoś, aczkolwiek to bardzo inspirujące. :)
UsuńBoski rozdział. Nie mogę sie doczekać następnego. Ten Santorio, ciekawe o co z nim chodzi. Z niecierpliwością czekam na nexta @Paulaa9999
OdpowiedzUsuńTobie też miłych wakacji ;3
Rozdział jest boski, chyba najlepszy ze wszystkich.
OdpowiedzUsuńJuż nie moge sie doczekac nn <3
kocham to i ciebie też
OdpowiedzUsuńŚwietny!!! ugfvdysfhdjfusygaduij
OdpowiedzUsuńRozdział boooski. <333 Czekam na nn ! ;***
OdpowiedzUsuńnie wiem co napisac *-* jedno z najlepszyhc opowiadan jakie kiedykolwiek w swoim zyciu czytalam . i ten strach , ta ackja ! mmmm bardzo ciekawe ! czekam na kolejny z ogromna nieciepliwoscia i nie widzialam am zadnch bledow ! kocham cie ! <333
OdpowiedzUsuńJedno z najlepszych opowiadań? :D Nie przesadzasz? xd Dziękuje za miłe słowa <3
Usuńaww ♥ brak słów *.* świetny rozdział♥ uwielbiam *.* czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuń